Drzewa bez liści - fragment

Artur Rychlicki NIEZAUWAŻANIE

Wernisaż: 14 grudnia, godz. 18.00

Galeria Pusta do 28.01.2024. Czas trwania wystawy przedłużony do 4 lutego 2024.

Kuratorka: Katarzyna Łata

 

Zacznę trochę nietypowo. Nietypowo, bo fragmentem tekstu o innej wystawie.

 

Wykonując zdjęcia do wystawy „Cisza nad Lutowiskami” (1998 rok) napisałem, że „wędrując po beznadziejnie pustych przestrzeniach okolic Lutowisk, nie miałem pojęcia ilu nieobecnych tam spotkałem...”. Wtedy historia tych miejsc była, może nie tajemnicą, ale na pewno była zapomniana. Nie mając podstawowego dzisiaj medium informacyjnego, bazowałem na krótkich wzmiankach wydłubywanych z przewodników po Bieszczadach, czy Przedgórzu Przemyskim. Mówiły one o ilości mieszkańców, narodowości, religii tych ludzi. Wspominały o miasteczkach, synagogach, targach „słynnych w Europie”. Zdarzało się też – nierzadko – że nie wspominały w zasadzie o niczym. Tzn. co najwyżej, że tu a tu jest sklep (którego akurat już nie ma), przystanek PKS (którego to pekaesu też już nie ma) i że jest coś tam jeszcze, ale co, to nie pamiętam. Wspomnienie o tym, że „pewnego dnia 1942 roku” społeczność, która stworzyła wspomniane „targi słynne w Europie”, miasteczka z rynkiem drewnianym „obecnie niemożliwym do zlokalizowania” została zlikwidowana z iście teutońską precyzją nie było traktowane jako szczególnie istotne.

 

Minęło trochę lat i okazało się, że zapomnienie nie jest już pożądane. Że zabita społeczność, razem z zarośniętymi przez lata resztkami artefaktów może stać się całkiem ciekawą atrakcją turystyczną. Odkopano lub wyremontowano ułomki synagog, odchwaszczono kirkuty, na tym zaś, na którym urządzono „plac zabaw dla dzieci”, huśtawki usunięto. Wyznaczono szlaki przypominające o wielokulturowości tych miejsc, powtykano tu i ówdzie tabliczki informacyjne. Wydawać by się mogło, że smutny i nostalgiczny wydźwięk „Ciszy nad Lutowiskami”, związany z pewnie banalnym i oczywistym strachem przed przemijaniem „na zawsze”, którego doświadczałem dość symbolicznie, a zarazem i podręcznikowo, właśnie w Lutowiskach był nieuzasadniony. Że nie istniało tutaj to „na zawsze” zaś w konsekwencji, że fotografie z tych miejsc stały się nieadekwatne. W zasadzie o nowych zdjęciach z miejsc, w których byłem przed laty nie chciałem nic napisać. Zwłaszcza po tym jak jedna z mieszkanek Lutowisk w krótkiej rozmowie powiedziała – i nie było to zdanie odosobnione – że temat żydowski jest trochę oklepany. Całkowicie się z tym zgadzając, trzeba jednocześnie zdać sobie sprawę, że nazwanie „oklepanym” koniec pewnej, obojętne jakiej, kultury wyraża w dość dosadny sposób jakość naszej cywilizacji.

 

NIEZAUWAŻANIE ma coś z lekceważenia, ma coś z pochopności, ufundowane jest również na zapomnieniu i obojętności”. (Artur Rychlicki)

Artur Rychlicki [Stefan Rychły] - rocznik ’71 urodzony w Krakowie, czas spędza głównie w Katowicach. Albo na odwrót. Żonaty, jedno dziecko. Jako ojciec spełniony w 637 procentach.
Studiował filozofię, kształcił się w szkołach muzycznych, parał się incydentalnie aktorstwem (krótko i słabo), pracował na wysokości (krótko), wspina się (długo i słabo), jeździ na nartach (długo i bardzo słabo). Z faktu, ze został przyjęty do ZPAF-u można wyciągnąć wniosek, że również fotografuje.

Artur Rychlicki od mniej więcej dwudziestu lat prowadzi w Katowicach autorskie warsztaty fotograficzne. Zajmuje mu to w tygodniu trochę czasu. Artur Rychlicki jest też redaktorem naczelnym (bawi go ten termin) całkowicie papierowej „gazety-fotograficznej.org”.

Ogólnie, to Artur Rychlicki nie lubi głupich pytań, gdyż starając się na nie odpowiadać sam często wychodzi na idiotę. Z przekonania jest lewicowym konserwatystą.
 

Felieton Radka Kobierskiego o ekspozycji [link otworzy się w nowym oknie]