Weronika Górska o Festiwalu INTERPRETACJE
Do grona felietonistów Miasta Ogrodów dołączyła Weronika Górska – poetka, pisarka, krytyczka literacka i redaktorka. Zapraszamy do lektury felietonu autorki o spektaklach konkursowych XXI Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej INTERPRETACJE 2022.
Już podczas gromadzenia się publiczności aktorzy siedzą w swobodnych pozach na scenie i gawędzą. Mimo chaotyczności i hermetyczności konwersacji, można wyłapać wątki dotyczące sztuki, którą za chwilę odegrają. Na przykład spór o to, czy anioł może być czarny. Za ich plecami, częściowo zakryta kwietnikiem, na czubkach palców, w pointach, stoi naga, męska postać. Będzie tak stać, nieruchomo – jeżeli nie liczyć drgań zmęczonych mięśni – i niemo przez cały spektakl, by dopiero na końcu wygłosić obronę banalnych prawd. Pierwotnie zamiarem Michała Telegi było zaadaptowanie dramatu Anioły w Ameryce Tony’ego Kushnera, pokazującego problemy nowojorskich gejów i mniejszości rasowych w czasie szalejącej epidemii AIDS oraz bezrobocia za konserwatywnych rządów Ronalda Reagana. Ze względu na trudności z pozyskaniem praw autorskich reżyser stworzył jednak własną sztukę, nawiązującą do Aniołów..., lecz zarazem bazującą na doświadczeniach całej ekipy, dotyczących wychodzenia z szafy, uzależnień, dyskryminacji oraz mobbingu. Ten zabieg pokazał, że problemy opisane przed trzema dekadami po drugiej stronie oceanu są we współczesnej Polsce nadal żywe i bolesne, aczkolwiek przybierają lokalny koloryt – na przykład homofobicznych i rasistowskich haseł wykrzykiwanych na marszach narodowców. Współcześnie, gdy tak wiele mówi się o dyskryminacji i mobbingu, temat może wydawać się zbanalizowany. Zwłaszcza że w opowieściach tego typu wciąż pojawiają się podobne, niemal archetypiczne postacie. Konserwatywni rodzice, którym trudno wyznać prawdę o odmiennej orientacji. Dziewczyna-przykrywka, cierpiąca z powodu erotycznego odrzucenia przez homoseksualnego partnera. Kryptogej homofob nadużywający władzy. Autorytet (na przykład reżyser), który przekracza granice i poniża podwładnych. Również reakcje na mobbing często się powtarzają. Czasami zarówno świadkowie, jak i ofiary w pierwszym – obronnym – odruchu śmieją się z obraźliwego żartu czy absurdalnego polecenia służbowego, a dopiero później płaczą. Nie brakuje też zarówno oburzenia na podobne zachowania, jak też bagatelizowania ich poprzez stwierdzenie, że współczesna młodzież jest delikatna jak płatki śniegu i z byle czego robi aferę. W bagatelizowaniu celują zwłaszcza osoby, które same dopuszczają się nagannych zachowań i uważają się za bezkarne z racji posiadanego prestiżu oraz doświadczenia zawodowego. Być może jednak w sztuce – i w życiu – pojawiają się przede wszystkim tematy banalne, a zadaniem twórców jest poruszyć je w sposób niebanalny, sprzyjający społecznej zmianie, a przynajmniej refleksji? Wygłaszająca pochwałę banału naga postać, udręczona półtoragodzinnym staniem na czubkach palców, być może symbolizuje – jakże wyświechtaną – prawdę o bólu, jaki sprawia przystosowanie się do norm społecznych, okiełznanie potrzeb własnego ciała i ekspresji, a także o rekompensacie, jaką bywa odwaga, by zabrać głos.
Anioły w Ameryce, demony w Polsce, scen. i reż. Michał Telega, Teatr BARAKAH w Krakowie, Festiwal Interpretacje, Konkurs Główny o Laur Konrada, Katowice 21 listopada 2022.
Weronika Górska
„Kultura nadal źródłem cierpień”
„Serce” Wiktora Bagińskiego, podobnie jak zagrane dzień wcześniej „Anioły w Ameryce, demony w Polsce” Michała Telegi, to sztuka jednocześnie zaangażowana i osobista, wręcz intymna. Odwołując się do szerokich kontekstów („Jądro Ciemności” Josepha Conrada, „Czas Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli, dyskurs postkolonialny i psychoanalityczny), stawia ważne dla współczesnej kultury pytania. Odpowiedzi nie są ani proste, ani przyjemne. Marlow, alter ego reżysera, urodził się i mieszka w Polsce, otoczony wyłącznie przez białych. Mimo że, jak sam mówi, również czuje się biały, to zewnętrznie jest „naznaczony” ciemnym kolorem skóry niepoznanego nigdy ojca. Fascynacja Kenijką, która przyjechała na studia do Polski, skłania go do podjęcia próby odnalezienia ojca i zapytania, dlaczego go porzucił, jak też do zastanowienia nad problemem rasy. Główny bohater – narcystyczny, roszczeniowy, wiecznie wchodzący w konflikty z partnerką, matką i przyrodnim bratem – nie budzi sympatii, a co najwyżej współczucie. Prawda o ojcu, do której – niczym jego imiennik z powieści Josepha Conrada – przedziera się przez dżunglę mitów, uprzedzeń i stereotypów, zamiast wyzwolić z traumy, wyposaża w kolejną. Trudno bowiem pogodzić się ze świadomością, że poniżani i dyskryminowani również dopuszczają się przemocy. W dodatku wobec osób, które okazały im serce. Jeden z najbardziej emocjonalnych dialogów sztuki dotyczy reprezentacji. Czy biały Polak może śpiewać pieśni afroamerykańskich niewolników, czy to kulturowe zawłaszczenie? A kiedy robi to Led Zeppelin, czy jest to hołd dla ofiar niewolnictwa, czy czerpanie z ich cierpienia sławy i bogactwa? Pytania te nabierają szczególnej mocy w kontekście kontrowersyjnej decyzji reżysera, by obsadzić białych aktorów w rolach czarnoskórych i w połowie czarnoskórych postaci. Wynika to częściowo z przyczyn niezależnych – braku w polskich teatrach aktorów innych ras niż biała (co wynika bardziej ze składu etnicznego naszego kraju niż z dyskryminacji). Wiktor Bagiński, ze względu na pochodzenie, może podjąć taką decyzję bez narażania się na zarzut rasizmu. Początkowo, widząc na scenie blondyna mówiącego o swojej czarnej skórze, czułam dysonans. Później jednak, gdy bohater zastanawiał się, na ile tożsamość jest wyborem, a na ile zależy od genów, wyglądu czy miejsca i osób biorących udział w socjalizacji, dostrzegłam sens takiego artystycznego rozwiązania. „Serce” uświadamia, że nie tylko doświadczenia czarnoskórych są odmienne od doświadczeń białych, ale też, jak bardzo różnią się doświadczenia Afrykańczyków, Afroamerykanów oraz osób takich jak reżyser, czarnoskórych, którzy nie nabyli polskiego obywatelstwa, lecz się z nim urodzili – z białej matki – i którzy nie mają żadnej łączności z inną niż polska kulturą.
„Serce”, reż. Wiktor Bagiński, scen. Wiktor Bagiński i Martyna Wawrzyniak, Teatr TR z Warszawy, Festiwal Interpretacje, Konkurs o Laur Konrada, Katowice 22 listopada 2022.
Weronika Górska
„Prywatne jest polityczne”
Zamiast klasycznej sceny wąski wybieg pośrodku sali. Na obu jego końcach znajdują się zasłony, pełniące zarazem funkcję wyjść za kulisy, jak i ekranów, na których wyświetlają się fotografie ruin miasta. Publiczność gromadzi się w kilku rzędach po obu stronach miejsca gry. Nad jej głowami mieszczą się ekrany z polskim tłumaczeniem granego w jidysz (z kilkoma fragmentami po polsku oraz po hebrajsku) spektaklu.
Konieczność dzielenia uwagi między odczytywanie napisów a grę aktorów, ich bezpośrednie zwroty do publiczności („A ty znasz jakiegoś Żyda? Nie, ale Żyd to Żyd!”) oraz świdrujące spojrzenia, zniekształcanie części wypowiedzi przez efekt echa, psychodeliczna muzyka oraz ciemność – te wszystkie elementy budzą niepokój i dyskomfort, wrażenie obcości. Być może podobnie czuli się Żydzi – w przedwojennej Polsce, w nazistowskich obozach i gettach, a także w 1968 roku?
„Burza” Williama Szekspira, wystawiona w jidysz w 1938 roku przez Leona Schillera, zyskała ogromną popularność. Dowartościowała język uznawany dotąd za gwarę plebsu oraz dała nadzieję na zbliżenie polskiej i żydowskiej kultury, mimo narastających w Europie antysemickich nastrojów. Szekspirowski dramat mówi wszak o pojednaniu zwaśnionych braci poprzez małżeństwo ich dzieci. „Der Szturem. Cwiszyn / Burza. Pomiędzy” Damiana Josefa Necia nawiązuje do teatralnego sukcesu w przededniu Zagłady, jednocześnie stawiając pytanie o to, co było dalej? W spektaklu, poza fragmentami szekspirowskiego dramatu, pojawiły się pisane po polsku wiersze z „Archiwum Getta Warszawskiego” Emanuela Ringelbluma oraz biblijne „Lamentacje Jeremiasza” i „Pieśń nad Pieśniami”, a także elementy żydowskich rytuałów (tałes, ślub pod baldachimem czy sposób poruszania się postaci, przypominający obrzędowe tańce). Dzięki nim szekspirowska wyspa staje się gettem, a rozbitkowie, którzy trafili na nią na skutek morskich burz, Żydami prowadzonymi do Treblinki i zastanawiającymi się nad sensem podjęcia walki z góry skazanej na klęskę. Kalibanowi – który w szekspirowskiej sztuce próbował zgwałcić Mirandę i obalić rządy Prospera – przypada natomiast rola nazistowskiego oprawcy.
„Der Szturem. Cwiszyn / Burza. Pomiędzy” to spektakl o pamięci (Prospero kilkukrotnie pyta Mirandę, co pamięta z dzieciństwa spędzonego poza wyspą). Pamięci Żydów nie tylko o Zagładzie, ale również o własnej kulturze i językach (jidysz oraz hebrajskim), a także o wkładzie w kulturę ogólnoeuropejską. Pamięci Polaków o Żydach, o tym, jak wielu ich mieszkało w naszym państwie przed wojną oraz jak ogromny wkład wnieśli w naszą kulturę i język.
„Der Szturem. Cwiszyn / Burza. Pomiędzy”, Teatr Żydowski z Warszawy, scen. i reż. Damian Josef Neć, Konkurs o Laur Konrada, Festiwal Interpretacje, Katowice 25 listopada 2022.
Weronika Górska
„Niepokój i dyskomfort”
Zagracony pokój, po którym snuje się mężczyzna w depresji, dyskutując z resztkami swojego mózgu oraz obsesyjnie nagrywając siebie i otoczenie, z perspektywy ustawionych w różnych punktach kamer. Jak się za chwilę okaże, to guru hippisowskiej komuny, która rozpadła się przed dwudziestu laty, po śmierci Johna Lennona. Jej byli członkowie spotkają się raz jeszcze, na spóźnionej stypie, by wspólnie zastanowić się, „co spierdolili”, skoro kontrkulturowe ruchy nie zapobiegły kolejnym wojnom, uchodźczym kryzysom, biedzie ani niesprawiedliwości.
Wśród byłych członków komuny znajdą się widma czołowych artystów i myślicieli epoki dzieci kwiatów. Miedzy innymi Janis Joplin, na wieki dwudziestosiedmioletnia z powodu popełnionego w tym wieku samobójstwa. Nadal żyjąca i tworząca Patti Smith. Propagator „otwierania wrót umysłu” przez narkotyki, Timothy Leary. Pisarze i obrońcy praw człowieka, Susan Sontag oraz Michael Foucault. Natomiast ich gospodarz to widmo starszego o dwa pokolenia surrealistycznego poety i wizjonera teatru, Antonina Artauda. Postacie te – z których przynajmniej część w rzeczywistości nigdy się nie spotkała – początkowo będą nawzajem sobą skrępowane, później zaczną spór dotyczący zdobyczy i porażek kontrkultury.
Z jednej strony zwiększyła się powszechna akceptacja dla różnorodności seksualnej czy rasowej. Kolejne generacje młodzieży – aczkolwiek odmiennym językiem – nadal buntują się przeciwko bezduszności systemu i są znacznie bardziej samoświadome oraz asertywne od dawnych hippisów. Z drugiej strony świat wciąż pełen jest „buców wojny”, nastawionych na rywalizację i dominację. To właśnie oni zdobywają władzę, niwecząc starania tych, którzy dążą do pokoju i sprawiedliwego podziału dóbr. Zresztą nawet w dawnej komunie nie zawsze udawało się wprowadzić w życie deklarowane ideały. Niektórzy członkowie w ciągu dnia zdawali się szczęśliwi, ale nocą budzili się z płaczem. Inni czuli, że postulat podjęcia próby wzajemnego zrozumienia w istocie sprowadza się do rozumienia guru. Jeszcze inni stali się obiektem kpin pozostałych. Może zatem równość to utopia, bo każde społeczeństwo w końcu wyłoni idoli oraz kozłów ofiarnych? Może nawet w ludziach postępowych i otwartych zbyt wiele jest pychy, przekonania o monopolu na rację?
Jedyny moment podczas spotkania kontrkulturowych zjaw, z którego bije pozytywna energia, spontaniczność i wzajemna sympatia, to taniec do utworu „Don't let me down” Beatles'ów. Jak się jednak okazuje, w triadzie „sex, drugs and rock and roll” zbyt wiele jest tych dwóch pierwszych składników, a za mało ostatniego. Kiedy podczas rytuału przypominającego mszę bohaterowie ekstatycznie recytują „Skowyt” Alana Ginsberga, przyjmują LSD jak hostię, po czym objawia im się zmartwychwstały John Lennon, to oddają mu cześć i urządzają orgię. Tym samym autor „Imagine”, nawołujący do świata bez religii, państw i granic, sam staje się obiektem religijno-seksualnego kultu. Mimo że pragnął zachęcić innych do samodzielnego myślenia i działania, to stał się twórcą kolejnej „ucieczki od wolności”, bezrefleksyjnie przyjmowanym autorytetem. Jak zauważył Witold Gombrowicz w „Ferdydurke”: „Nie ma ucieczki przed gębą jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem można się schronić jedynie w objęcia innego człowieka”.
W obliczu tego wszystkiego trudno się dziwić reakcji Antonina Artauda, który popełnia samobójstwo, by w drugim akcie sztuki odrodzić się jako kobieta i dyskutować już nie z ludźmi, ale z kosmitami. Ja jednak w sporze hippisowskich zjaw jestem po stronie tych, które dowodziły, że przynajmniej w niektórych ludziach kontrkultura zaszczepiła głębszą wrażliwość. Że warto walczyć z „bucem wojny” w sobie. Warto podjąć trud dostrzeżenia – na wzór kosmitów z drugiego aktu – że ktoś, kto myśli i postępuje inaczej niż ja, też może mieć własną rację. Może wtedy, zamiast groteskowych gąb, nareszcie wyrosną nam ludzkie twarze?
„Imagine”, reż. Krystian Lupa, scen. Krystian Lupa & kreacja zbiorowa aktorów, Teatr Powszechny w Warszawie oraz Teatr Powszechny w Łodzi, Pokaz Mistrzowski w ramach Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje, Katowice 27 listopada 2022.
Weronika Górska
„Ucieczka od wolności”
Weronika Górska — autorka tomiku wierszy Rozsznurowywanie (Bytomskie Centrum Kultury, 2012) oraz baśni O górze, która wybrała się w świat. Przygody Małej Czantorii (Stapis, 2018), a także recenzji książek i filmów publikowanych m. in. w „Śląsku”, „SosnArcie”, „ArtPapierze”, „Migotaniach”. Opracowała wspomnienia Aleksandra Doby Na fali i pod prąd oraz Gerszona Majtelesa Od Wolbromia do Tel Awiwu (przy współpracy Ireny Benhamo). Redaktorka książek.