Najbardziej deficytowy towar tej części Europy  (Festiwal Muzyki Świata Ogrody Dźwięków)

Najbardziej deficytowy towar tej części Europy (Festiwal Muzyki Świata Ogrody Dźwięków)

Brakowało mi podcieni Centrum Kultury. Myślę, że sprawdziły się podczas ubiegłorocznego festiwalu Ogrody Dźwięków.

Brakowało mi podcieni Centrum Kultury. Myślę, że sprawdziły się podczas ubiegłorocznego festiwalu Ogrody Dźwięków. Zarówno lokalizacyjnie jak i akustycznie. W tym roku „biały dom” opanowało ekologiczne żarcie i koncerty musiały się przenieść do Rialta. Niestety, to nie jedyna zmiana w stosunku do pierwszej edycji. Z trzech dni ostały się jeno dwa, występów było więcej niż o połowę mniej, ale także i obszar folklorowej eksploracji się zawęził do polsko-białorusko-ukraińskiego pogranicza i Półwyspu Salentyńskiego. Wcale nie mam ochoty dociekać, dlaczego tak się stało, zapewne budżet imprezy na więcej nie pozwolił. Niemniej te cztery koncerty, które złożyły się na festiwal w okrojonej wersji swoją intensywnością (żeby nie powiedzieć – żarliwością muzycznych poszukiwań i realizacji, tak wokalnych jak i instrumentalnych) mnie poraziły.Mówię za siebie oczywiście, ale chyba nie będzie żadnym nadużyciem powiedzieć, że ów żar zadziałał na całą festiwalową publiczność. To co działo się w drugiej części koncertu Canzoniere Grecanico Salentino i w zasadzie od samego początku występu Antonia Castrignanó i jego tarantelicznej trupy, to jest precedens nawet jak na Rialto, które niejeden koncert w swoim postkinowym, drugim życiu widziało. To jest ten rodzaj południowej siły, witalności, ekspresji, która od zawsze urzekała ludzi północy, do której ludzie północy zawsze potajemnie tęsknili. W filmach Felliniego i Bertolucciego tęsknili, w wędrownym poetyckim słowie Cesare Pavese, operze włoskiej – na przełomie wieków niemającej sobie równych na starym kontynencie. Spróbujcie powiedzieć człowiekowi północy, który przez cały rok uprawia dance macabre z historią, żywiołami i korporacjami, środkowoeuropejskim kacem, („Kto żyje w Europie Środkowej, nie powinien trzeźwieć”), że taniec (a w szczególności pizzica, tarantela) to życie, że dopóki będzie tańczyć, nie umrze, że dopóki będzie tańczyć i pić – nigdy się nie upije, że dopóki będzie tańczyć i kochać – nie będzie musiał się upijać! Pokażcie człowiekowi północy, jakie to wszystko proste (choć materia muzyczna niewiarygodnie zniuansowana), a porzuci w końcu swoją melancholijną sztywność, zapomni o rozkopanych Katowicach, zimnym morzu, państwie skarbowym, które czeka tylko na jedną jego pomyłkę, itd. To prawda – Dagadana i Kapela ze Wsi Warszawa są bliższe naszego obiegu krwi – nawet jeśli opowiadają o nim za pomocą elektroniki, na dudach czy sitarze – na przemian chłodno, intelektualnie i emocjonalnie (w wokalizach, zaśpiewach, które pamiętają jeszcze niektóre matki naszych matek). Prawda – w jakimś sensie wyrażają naszego północnego ducha, w którym katastrofizm miesza się z idealizmem, religia z prawem naturalnym (prawem przyrody), ale wyrwać nas z foteli może tylko obietnica życia, które żyje samo z siebie, w pełnym pędzie, poza wszelkimi systemami i układami (za wyjątkiem słonecznego). Last but not least – chodzi o zwyczajną radość – nieprzewidzianą w instytucjonalnej religii, narodowej martyrologii, najbardziej deficytowy towar tej części Europy.

Radosław Kobierski

Lipiec 2014

Na zdjęciu: Dagadana, Ogrody Dźwięków 2014, fot. R. Kobierski

Na zdjęciu: Dagadana, Ogrody Dźwięków 2014, fot. R. Kobierski

 

 

 

 

 

Na zdjęciu: Canzoniere Grecanico Salentino, Ogrody Dźwięków 2014, fot. R. Kobierski

Na zdjęciu: Canzoniere Grecanico Salentino, Ogrody Dźwięków 2014, fot. R. Kobierski

 

 

 

 

 

Na zdjęciu: Kapela ze Wsi Warszawa, Ogrody Dźwięków 2014, fot. R. Kobierski

Na zdjęciu: Kapela ze Wsi Warszawa, Ogrody Dźwięków 2014, fot. R. Kobierski

 

 

 

 

 

Na zdjęciu: Antonio Castrigniano, Ogrody Dźwięków 2014, fot. R. Kobierski

Na zdjęciu: Antonio Castrigniano, Ogrody Dźwięków 2014, fot. R. Kobierski

 


Powrót