
Dwie śląskie odyseje
Na początku marca odbyła się kolejna odsłona Śląskiej Sceny Literackiej w Black Woolf Cafe. Gościliśmy twórców urodzonych na Śląsku, piszących o Śląsku (chociaż ich biografie rodzinne wykraczają daleko poza region) w wielu różnych literackich gatunkach. Lesław Nowara używa języków poetyckich. Wojciech Grabowski jest prozaikiem i eseistą. W każdym raz jego zbiór tekstów o dizajnie „ludowym”, ze środkowego i końcowego PRL-u pomimo ewidentnych cech epickich raczej ciąży ku eseistyce.
Lesław Nowara debiutował w 1987 roku arkuszem „Suknia z papieru i brązu”, w ostatnich latach ukazały się „Ość wieloryba” (2020) oraz „Przed nami jeszcze potop”(2023) – w sumie opublikował jedenaście tomów liryk oraz dwa zbiory aforyzmów. Warto również zaznaczyć, że jego wiersze znalazły się w dwóch znaczących antologiach poezji polskiej „Macie swoich poetów” (Lampa i Iskra Boża”, 1996) i „Antologia Nowej Poezji Polskiej” (Zielona Sowa, 2000).
Wojciech Grabowski napisał i opublikował cztery książki opowiadające zarówno Śląsk jak i rodzinne Podkarpacie:debiutancką powieść biograficzną „Maroko”, „Archi-traw” – opowieść o architekturze Śląska i Zagłębia, „Człowiek-motocykl” – piętnaście krótkich opowiadań o dorastaniu w Przemyślu”, wreszcie „Dizajn tamtych czasów”, książka niby o przedmiotach (dużych i małych), o projektowaniu, funkcjonalizmie ale również o relacjach między przedmiotem a użytkownikiem, a ściślej rzecz biorąc o relacjach między użytkownikami – wytworzonych czy może nawet zaprojektowanych przed przedmiot. Jerzy Sosnowski w krótkim opisie tej książki słusznie zwrócił uwagę na jej niezwykłość – w kontekście literatury przedmiotowej powstałej w ostatnich latach.
Pierwszą część spotkania w Black Woolf Cafe zdominowały pytania o wyznaczone granice dwóch odrębnych – ale w jakim sensie również równoległych – biografii i materii literackich. Zgodziliśmy się co do tego, że owe granice mogą być wyrażone w sposób fizyczny a nawet geograficzny, za pomocą rzek i akwenów wodnych. Jak się okazuje, woda na Śląsku nie jest towarem deficytowym, jest jej dużo, choć nie spektakularnie dużo i można na upartego wyruszyć szlakami wodnymi w daleką podróż. I jest to podróż, par excellence, w głąb siebie i własnej historii, a więc podróż symboliczna i metafizyczna ale zarazem wyprawa ku odleglejszym morzom i lądom. Tak się stało w przypadku Wojciecha Grabowskiego, który ze stawu „Maroko” na katowickim Tysiącleciu wypłynął na szlaki morskie i po kolejne patenty żeglarskie. U Lesława Nowary powraca znów obraz Kłodnicy (i moglibyśmy ją dodać do wielu innych rzek, które odnalazły swoich koryfeuszy, np. „Korzeniec” Białasa, „Isa” Czesława Miłosza) jako rzeki granicznej, która rozdziela ten i tamten czas, przeszłe i dzisiejsze Gliwice, śląskie miasta od miast, które na mapie regionu znalazły się przypadkiem, nie mając z nim, symbolicznie i kulturowo, nic wspólnego. Nie do końca wiemy, czy owe wody to są wody Styksu czy może Heraklitejski nurt, który zmienia wszystko w jednej chwili, czy też są to wody, które przemierza współczesny Odys. Może są to akweny i naczynia połączone.
I chociaż podróże Lesława Nowary i Wojciecha Grabowskiego łączy czas i doświadczanie czasu a nawet swoista mitologizacja przeszłości, używają oni różnych strategii literackich i narzędzi obrazowania i w inne tradycje są zapatrzeni. Nowara nie tylko szuka śladów po Zagajewskim i Różewiczu, dwóch znakomitych postaciach powojennych Gliwic. Jego poetyka, jasne klarowne wypowiedzi, przerzutnie, zerwane związki między intonacjami – a nawet obecny pierwiastek dydaktyczny – świadczą niezbicie o tym, że z tej poezji cały wyrasta i się wytwarza. Ale są w nim również widoczne – ze względu na napięcia między tym co dydaktyczne i etyczne i imperatywne, a tym co metafizyczne, gnostyczne – uniwersa Herberta i Miłosza (nie zdążyłem niestety zapytać, co wynika dla nas i dla Nowary z tego zderzenia).
Wojciech Grabowski, może w związku z eksploatacją innych gatunków literackich, czerpie z innych źródeł. Sam autor zresztą zwraca uwagę na te relacje w opisie książki „Dizajn tamtych czasów”: „Czterech wielkich artystów ukształtowało moje widzenie świata: Schulz, Kantor, Fellini i Pan z Kiosku uruchamiający motorower marki Komar”. Tak, Bruno Schulz wydaje się oczywisty (niektóre fragmenty próz Grabowskiego, ich styl oraz mitologizacje w sposób jednoznaczny odkrywają te związki). Kantor z jego religią i rewitalizacją przedmiotu przedmiotu; wyciągnięciem go ze strefy śmie(r)ci i nadaniem mu nowej ontologicznej zasady wydaje się być patronem nie tylko książki o „Dizajnie” ale również „Maroka”. Sposób, w jaki Grabowski kadruje Śląsk i wspomnienia o nim, również bliskie zdają się być poetyce włoskiego neorealizmu.
Nowara ponadto adaptuje do swoich wierszy języki teologiczne i wyobraźnię religijną – żeby przeobrazić je we współczesne apokryfy. Grabowskiego interesuje konkret, uliczne wydarzenia, relacje społeczne, których lustrem niejako staje się śląskie podwórko. Nowara pisze z perspektywy awansu, jakim jest literatura, bycie pisarzem etc. Grabowski dopiero wskazuje drogę do emancypacji; na przykładzie własnej biografii, poczucia izolacji i świadomości istnienia różnicy – nie tylko o charakterze etnicznym ale również aksjologicznym (nie umieć grać w piłkę na Śląsku to było nieszczęście) i o różnych rodzajach przemocy, które są związane z tymi doświadczeniami (emancypacji i różnicy). Przemoc nie jest jednak głównym obrazem literackim Grabowskiego. Nawet nie jest tłem – to zdecydowanie wyróżnia go spośród twórców o dwa pokolenia młodszych i ich debiutów. Wydaje mi się, że twórcy urodzeni w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych z czasem nauczyli się doceniać rolę represyjnego środowiska społeczno-politycznego i rodzinnego w ich biografiach i finalnie – w literaturze (tylko nieliczni startowali z tym tematem z pełną świadomością i premedytacją). Nigdy jednak nie uznali go za główny temat literacki.
fot. A. Ławrywianiec