Zdjęcie przedstawia Weronikę Górską, Bartłomieja Majzla z mikrofonem w ręce i Wojciecha Brzoskę, siedzących w kawiarni podczas spotkania literackiego

ŚWIATY ZEWNĘTRZNE, ŚWIATY WEWNĘTRZNE

XVI Śląska Scena Literacka

Śląska Scena Literacka powróciła po świątecznej i noworocznej hibernacji w pełnym swoim składzie i planami na najbliższy rok. Warto zaznaczyć, że nastąpiła zasadnicza zmiana w lokalizacji spotkań. Przenieśliśmy się do centrum miasta, bliżej miejskiego ruchu i krwioobiegu, do miejsca świecącego już bardzo mocnym blaskiem na mapie kulinarnych i literackich Katowic – Black Woolf Cafe. Nie ma w tej chwili w okolicach wielu aglomeracyjnych kilometrów miejsca,
w którym serwowano by tak dobre ciasta i kawy i tak dobrą literaturę (nie tylko anglojęzyczną); przypomnę, że tylko w ostatnich miesiącach w Black Woolf odbyły się spotkania z Anthonym Passeronem, Elizą Kącką, Małgorzatą Lebdą i Olgą Górską (ta ostatnia jest autorką znakomitego debiutu „Nie wszyscy pójdziemy do raju” opublikowanego przez wydawnictwo Drzazgi).

Na pierwsze tegoroczne spotkanie SSL przyjęli zaproszenie twórcy, którzy trwale zapisali się
i zaznaczyli swoje miejsce na panoramie literatury na Śląsku. Wojciech Brzoska i Bartłomiej Majzel to poeci jednego pokolenia, choć mogłoby się wydawać inaczej – obaj w końcu startowali w ramach różnych „struktur” poetyckich: Majzel w Na Dziko, Brzoska w Estakadzie (chociaż należy również przyznać, że grupy nie prezentowały jakościowo i stylistycznie odrębnych programów;
w zasadzie nie było nawet programów). Obaj nasi goście wydali wiele tomików poetyckich – bardzo dobrze przyjętych przez krytykę i czytelników – ale ich działania z czasem znacznie wykroczyły poza hermetyczny i nieco narcystyczny gest, jakim jest pisanie literatury. Bartłomiej Majzel przez wiele lat współtworzył festiwal Ars Cameralis, w szczególności Zbieg Poetycki Na Dziko, później festiwal Przestrzeń Słowa, który odbywał się w sosnowieckiej Mediatece a od ubiegłego roku przetransferował się z całym kapitałem ideowym i symbolicznym do Biblioteki Śląskiej w Katowicach. Wojciech Brzoska kojarzony jest z konkursem poetyckim im J. Geneta
w katowickim areszcie ale również ze sceną muzyczną, licznymi projektami literacko-muzycznymi i wydaniami płytowymi.

Wydawało się naturalne, że ten aspekt literacko-społeczny, powinien pojawić się podczas dyskusji, tym bardziej że w przestrzeni publicznej od lat trwa dyskusja o zmieniającej się roli ośrodków miejskich i instytucji na Śląsku (m.in. w kierunku kulturotwórczym, który powinien być częścią długofalowych planów rozwoju) o zjawiskach partycypacji czy synergii. Było dla nas wszystkich oczywiste, że literatura w porównaniu z innymi ośrodkami i miastami jest w regionie siłą niedoszacowaną i niedoinwestowaną. I nie do końca wiadomo dlaczego. To znaczy na Śląsku ani nie brakuje zaplecza kulturowego i tradycji, ani zaangażowania czy kompetencji. Zdecydowanie za to brakuje planu rozwojowego i finansowania. Warto było również przypomnieć zjawisko, jakim jest grupa literacka, niegdyś oczywiste, dziś wyłącznie przypominające historyczne obiekty w Muzeum Literatury. W istocie po 89 roku i wystąpieniu pokolenia BruLionu, NaDziko, Estakada oraz późniejsza od kilka lat grupa neolingwistów należały do ostatnich zbiorowych chociaż też nieformalnych wystąpień w historii polskiej literatury, być może od czasów wystąpienia Ekspresjonistów i Skamandrytów. Czas wspólnotowych działań, eksperymentów i manifestów mamy już niestety za sobą. I nic przed, jeśli miałbym być szczery. Żeby tak się bowiem stało, musielibyśmy nie tylko jako przedstawiciele kultury ale przede wszystkim jako społeczeństwa znaleźć się znów na rewolucyjnych ścieżkach.

Spotkaliśmy się jednak w Black Woolfie, żeby przede wszystkim rozmawiać o literaturze.
W ostatnim czasie na rynku wydawniczym pojawiły się dwie nowe książki poetyckie naszych gości. W październiku 2024 po ośmiu latach poetyckiej hibernacji ukazał się nakładem WBPiCAK tomik „Nagonka” Bartłomieja Majzla, kilka miesięcy później w Łódzkim Stowarzyszeniu Pisarzy Wojciech Brzoska opublikował „Fuertemuerte”. Obie pozycje starannie wydane, znakomite wizualnie (fotografia Radka Kazimierczaka na okładce „Nagonki” i projekt graficzny Jakuba Pszoniaka otwierający „Fuertemuerte”; powoli zaczyna być regułą, że wydawnictwa dokładają starań, żeby książki prezentowały się artystycznie również od strony graficznej) – to głosy
z różnych stron i z różnych uniwersów poetyckich, mniej lub bardziej donośne, potwierdzające swoje obecności w panoramie polskiej literatury. Publikacje (i gesty twórcze) z perspektywy śledzących je czytelników i recenzentów mają różną dynamikę i siłę akcentu. Brzoska w ostatnich czterech latach wydał cztery tomy wierszy: „Ucho środkowe”, „Plejady”, „Senny ofsajd”
i „Fuertemuerte”. Majzel napisał „Nagonkę” osiem lat po „Terrorze” (również WBPiCAK), i czternaście po „Dobie hotelowej” (Biuro Literackie). Siłą rzeczy przykładamy nieco inną miarę do książek, które nas przyzwyczajają do siebie, towarzyszą nam systematycznie i linearnie w rozwoju, i książek wyczekanych, niemal na prawach ponownego debiutu. Chociaż powiedzmy sobie szczerze – ani Brzoska ani Majzel nie zmieniają swojego idiomu, ani pewnych przyzwyczajeń (struktury książek
i struktury syntaktyczne), te światy są spójne i rozpoznawalne w owej spójności. Jeśli nam się wydaje, że osiem lat musi jakoś wpłynąć na konstrukcję, wymowę wierszy, styl i kształt świata przedstawionego, to już spieszę z odpowiedzią: wcale nie musi. Zależy co jest dla nas ważniejsze: idiom czy rewolucja.

W „Fuertemuerte” Brzoska logicznie i linearnie rozwija wątki, które pojawiają się w „Sennym ofsajdzie”, uważnie obserwuje najbliższą sobie przestrzeń i pisze mikrohistorie, wciąż krąży wokół relacji i związków (nadając tej grupie wierszy tak silne znaczenie, jakie nadają im wiersze Marty Podgórnik czy Sylwii Jaworskiej), ale wprowadza też nowe wątki: wycisza stanowczo języki sacrum do opisu rzeczywistości i odwrotnie – rzeczywistość, relacje, przedmioty sakralizuje, nadając im najwyższe znaczenie, wprowadza wątki historyczne (temat żydowski) i pola symboliczne (np. związane z więzieniem jako miejscem pracy i kontroli).

Majzel w „Nagonce” eksploruje przestrzeń, którą opisywał w „Terrorze”, dodając do niej nowe wątki i konteksty. Uniwersum, które stworzył niepowtarzalny idiom, czy też odwrotnie – idiom, który zbudował uniwersum Bartka Majzla – to kolos ale trochę na glinianych nogach. Królestwo oparte, owszem, na ośmielonej i śmiałej wyobraźni, na dziecięcym narcystycznym ja, które go kreuje (powołuje i niszczy), na fundamencie języka, który reprodukuje się w ożywczych olśnieniach
i ekstazach, ale i bezwzględnie kruche – ponieważ nic poza tym „magicznym ja” tej budowli nie podtrzymuje. Wydaje mi się, że podmiot i kreator wierszy Majza nawet nie ucieka przez zagrożeniami, które czają się na zewnątrz. Myliła się Małgorzata Lebda, szukając w tym tomie aluzji do antropocenu i jego końca – i ja, widząc w nim bardzo wtargnięcie historii – być może
w „Nagonce” walczy się wyłącznie z zagrożeniem wewnętrznym. To bowiem, co powołuje to uniwersum do życia i dzięki czemu pulsuje i trwa, może równie dobrze zwiastować jego zagładę.

 

 

fot. Roma Kobierska


Powrót