Hedonizm i Apocalypsis cum figuris
Pierwsza to chyba taka wystawa w galerii Engram, której bohater prezentuje tak wszechstronne umiejętności w zakresie sztuk wizualnych i użytkowych. Mam na myśli Tadeusza Ziętarę i jego „Studium z natury”. Pierwszy raz częścią wystawy w ogóle w KMO są przedmioty jubilerskie – co prawda zajmują one niewielką część ekspozycji, która została ulokowana w szklanej gablocie przed wejściem do galerii – ale w oczywisty sposób dopełniają i współgrają z całością. Powtarzają się w nich elementy pejzażowe obecne w grafikach i malarstwie i detale przyrodnicze i – co wydaje się oczywiste w sztuce jubilerskiej, w biżuterii artystycznej – wykorzystują naturalny materiał, jakim jest kamień szlachetny i półszlachetny oraz tkankę biologiczną (kieł odyńca, koralowce). Są to formy, kompozycje tak oryginalne i nowoczesne, że właściwie zasługiwałby na osobną, autonomiczną ekspozycję. Ziętara potrafi doskonale ukształtować większą płaszczyznę, nadać jej rytm i energię – jak i detal, często subtelny, wręcz ażurowy. Kontrastować je ze sobą. Tworzy też – co wydaje się kapitalnym pomysłem, coś w rodzaju form narracyjnych, zwłaszcza wtedy, gdy nadaje elementom naturalnym rangę symbolu albo obrazu (np. wypolerowana płaszczyzna kamienia staje się taflą jeziora, tarczą słoneczną, głową motyla, koroną drzewa, itd.). Biosfera naszej planety jest samowystarczalna i w jakimś sensie zamknięta (nawet jeśli zmieniają ją czasem wydarzenia kosmiczne), wszystko jest i pozostaje w obiegu, w cyrkulacji – i to właśnie jest przedmiotem namysłu Ziętary i konkretnych realizacji.
W kontekście tych prac użytkowych i artystycznych, które przenika duch nowoczesności (ale do tej grupy zaliczyłbym również niektóre akwaforty Ziętary, które nieco wyzwalają się z mimetycznych ram i zapożyczają elementy symboliczne i abstrakcyjne), malarstwo i miniatury graficzne wydają się mieć bardziej tradycyjny charakter. Myślę zresztą, że taki był zamiar artysty oraz kuratorki wystawy, Katarzyny Łaty, żeby pokazać różne strategie odbioru a zwłaszcza przetwarzania pejzażu i form naturalnych, wykazać zarazem konserwatywny nieco, nostalgiczny w wyrazie stosunek do nich i awangardową, kreatywną energię, wolną i bezgraniczną.
W pracach malarskich – dość nierównych pod względem technicznym – dominuje pejzaż, czasem pojawiają się płótna przedstawiające jakiś detal – naturalny albo przetworzony przez człowieka. Krajobrazy są dosyć ciasne (ciasno skadrowane, to jakby użyć do zdjęcia plenerowego obiektywu u dużej ogniskowej), pastelowe, przypominają czasem studia do właściwego obrazu, nie do końca przekonuje mnie w nich światło i kolorystyka – z jednej strony właśnie oparta na pastelowych odcieniach i przejściach, z drugiej na zbyt karkołomnych kontrastach. Niemniej wszystkie one
w jakiś sposób „dokumentują” proces przemiany, pokazują ruch, transformację, która odbywa się pod wzburzonym, niespokojnym niebem.
Grafiki znów przenoszą nas w inną rzeczywistość. Owszem, znajdziemy na ekspozycji akwaforty odtwarzające mimetycznie pejzaż naturalny czy architekturę w niego wpisaną, ale i prace, w których dominuje wyobraźnia, a jej źródła – jak już wiemy – tkwią dość stabilnie i głęboko w symbolizmie i surrealizmie. Wynik tego kontrastu jest bardzo nieoczywisty i ujawnia on zupełnie inną płaszczyznę perspektywę dialogiczną i poznawczą. Jeśli uznać, że Ziętara jako twórca biżuterii artystycznej, jest awangardowym hedonistą, jako malarz opowiada on nostalgię, dość charakterystyczną również dla współczesnego malarstwa naiwnego, to jako grafik wyraża on niepokój wyrastający z doświadczenia apokaliptycznego.
Jak powiązać – zastanawiam się – to doświadczenie ze „studium natury”? Przychodzi mi do głowy, że może ów hedonizm wcale nie jest jednoznaczny. W końcu Ziętara aranżując nowoczesne formy, wykorzystuje w nich elementy apokaliptycznej rzeczywistości. Wszak to właśnie wymieranie permskie stworzyło kamienie, których dziś używa się masowo w biżuterii.
A malarstwo pokazuje, że inne formy – przyrodnicze czy architektoniczne, już przechodzą do historii.