CIAŁO I HISTORIA. MĘSKOŚĆ I KOBIECOŚĆ
Po pierwszym, okrągłym jubileuszu i wakacyjnej przerwie literatura powróciła na Śląską Scenę, choć gwoli ścisłości, scena na ten jeden, wrześniowy raz została przeniesiona piętro niżej, tuż nad zatłoczoną ulicę Lompy, w sam środek późnoletniego skwaru. Mniejsza kubatura nam nie przeszkadzała, bo też nie wszyscy jeszcze przebudzeni byliśmy po urlopach, wdrożeni w miejskie harmonogramy i lineup’y, obecni. A wiadomo – w mniejszym – ta sama ilość gości wygląda bardziej imponująco. Niemniej SSL powrócił z tą samą opowieścią i motywacją do poszukiwań coraz to nowych form i narracji w literaturze powstającej w regionie. Wrześniowe zaproszenie przyjęli goście związani ściśle z aglomeracją śląską, choć losy życiowe w różnych okresach wypchnęły ich poza region, jeśli potraktować jego granice historycznie.
Barbara Janas Dudek pochodzi z Chorzowa i do niedawna w Chorzowie mieszkała (na tych samych rubieżach kilka lat temu założyła Dom Pracy Twórczej „Macondo”, dziś jest to coraz prężniej działająca instytucja kulturalna i turystyczna okolic Jury Wieluńskiej), z mężem Jackiem Dudkiem stworzyła rzecz bez precedensu – Port Poetycki. Projekt, nieco wzorowany na słynnym już Porcie w Legnicy, nie mający w zasadzie żadnych szans na przetrwanie bez większego budżetu w warunkach wolnego rynku, w tym roku doliczył się dwudziestu dwóch lat, jest bodaj najdłużej istniejącą po 89 roku instytucją kulturalną w mieście; niedawno jego koryfeusze otrzymali Nagrodę Prezydenta Chorzowa w Dziedzinie Kultury.
Marcin Zegadło urodził się w Sosnowcu, ale całe życie mieszkał w Częstochowie. Odnotowuję te informacje czysto formalnie, bo jeśli chodzi o samą literaturę – lokalność, miejska topografia
w poezji obojga naszych gości ma znaczenie minimalne. W zasadzie nie pojawia się w ogóle: materię literacką raczej organizuje dom, relacje rodzinne, kruchość ciała i egzystencji w obliczu choroby, śmierci, historii. Klasyczne, wielkie tematy w poezji.
Do rzeczy zatem. Barbara Janas Dudek jest autorką pięciu tomów wierszy: „Oczy na uwięzi”, „Alfabet lęku”, „Za wcześnie na rytuały” oraz „Mamidło”. „Zakład pracy chronionej” autorka przerobiła na monodram i zaadaptowała dla potrzeb teatralnych. Marcin Zegadło od kilku lat bardzo skutecznie dla trzech poniższych dziedzin dzieli obowiązki pomiędzy poezję, krytykę literacką i publicystykę społeczną i polityczną. Wynikają z tego oczywiście różne odpowiedzialności i strategie autorskie. Jest autorem ośmiu tomików poetyckich. W ostatnich latach wydał tomiki: „Herman Brunner i jego rzeźnia”, „Zawsze ziemia”, „Martwe i ozdobne”. W tym roku również nakładem Instytutu Mikołowskiego ukazał się tom „Tak pięknie ci umarłem”.
Można więc zapytać, co sprawiło, że dla poetów i poetek związanych z dużymi ośrodkami miejskimi, miasto przestało spełniać funkcję inspirującą lub zgoła nigdy jej nie wygenerowało.
I w jakiś sposób odpowiedzią na to pytanie byłyby losy samej historii literatury przełomu wieków, zarówno silnie obecny w niej nurt banalistyczny, z ducha anglosaski jak i surrealizm (mniej) czy romantyczny nurt konfesyjny. Dudek i Zegadło pomimo zgodności generacyjnej, odpowiedniej dla tego pierwszego zjawiska, nigdy się na niego nie załapali ani za nim nie tęsknili. W lekturach wierszy brak nawet jakichkolwiek śladów zainteresowania banalizmem (posługuję się terminem stworzonym przez Dunin-Wąsowicza ale w obszarze szerszym niż on wyznaczył), jest za to sukcesywnie budowana silna pozycja podmiotu. Owszem, jest to strategia nieco narcystyczna, ale powiedzmy sobie szczerze, żadne inne doświadczenie poza własnym, nie istnieje.
Jednak istnieją punkty, w których te strategie się rozchodzą. Owszem, możemy wyznaczyć pewien obszar wspólny, pewną podstawę – i jest nim w przypadku obojga autorów doświadczenie śmierci, utraty i choroby oraz praktyka macierzyńska i ojcostwa – ale jest to zarazem obszar różnicowania. Barbara Janas Dudek jest bardziej fizykalna, cielesna, a nawet fizjologiczna, Marcin Zegadło bada związki między ciałami i między losami ciał (w historii). W jego poezji istnieje ponadto ścisłe i wyraźne napięcie między tym co należy do sfery publicznej
i prywatnej (chociaż poezja, jak wiemy, jest swoistą wyprzedażą prywatności). Jego wiersze wyruszają w świat, w historię i politykę, w wojnę i konflikty, ale są to podróże w obrębie wyznaczonym przez doświadczenie odpowiedzialności, wiersze mówią, pamiętaj, co jest najważniejsze. I pamiętaj, że ruszając w świat, możesz przynieść ogień do domu, jeśli wystarczająco sam spłoniesz. I nie będzie to wcale ogień z powieści Cormaca McCarthy’ego. Janas Dudek w całej swojej twórczości nie poświęca tyle miejsca relacjom rodzinnym, co Zegadło w obrębie jednego tomu wierszy. Co nie znaczy, że nie zajmuje się rolą społeczną, jaką wyznacza jej bycie rodzicem, matką. Tyle że – no właśnie – owa rola społeczna organizuje się i wyczerpuje swoje atrybuty w obrębie ciała i fizyczności. Dudek stara się nam pokazać, jak wygląda kulturowy przekaz na temat macierzyństwa, jak bardzo wpływa on na nasze postrzeganie siebie w całości.
I jakich narzędzi używa jako osoba twórcza, żeby wyjść z tego uwikłania, by odnaleźć w sobie obszar, który znajdzie się poza jurysdykcją kulturową, poza kulturą par excellance eugeniczną – bo premiującą zdrowe, w pełni funkcjonalne jednostki. W tomikach Barbary Janas Dudek spotykamy całą galerię figur: matka uzurpatorka, matka ozdobna, ornamentalna – makatka lub mamidło i służą one nie tylko do oswajania się z brakiem czy niedostatkiem ale i czerpania siły
z tych przetworzeń. Mamidło czy makatka nie są gorsze od pełnoprawnych obrazów matki.
Spotkanie wrześniowe nieco też wykroczyło poza ramy ściśle poetyckie – w kierunku publicystycznym ku tematyce nowych mediów i ich wpływów na dyskursy tożsamościowe,
i jakby dla symetrii objęło również temat męskości w narracjach publicznych i niebezpieczeństw związanych z radykalizacją tych narracji (najnowszy tomik Zegadły podejmuje pewne aspekty tej problematyki). Dyskusja mocno zaangażowała nas wszystkich. Spotkanie trwało dwie i pół godziny i był to absolutny rekord tej sceny (wyjątkowo na „obczyźnie”).
fot. A. Ławrywianiec