dekoracja

Zawsze tylko fragment

"Oko na uwięzi" Wystawa prac Justyny Kieruzalskiej i Anny Nolepy

Niedawno, w ostatnich dniach sierpnia mieliśmy możliwość wzięcia udziału w oprowadzaniu
w języku migowym po wystawach – w szczególności Justyny Kieruzalskiej i Anny Nolepy w Galerii Wspólnej. Warto zauważyć, że „W uwięzi oka” jest czwartą ekspozycją, która odsłania przed nami prace artystów Głuchych i Słyszących. W ubiegłych miesiącach we Wspólnej wystawiały Jagoda Cerkiewnik i Marta Beliavets, Marek Piechocki i Danielle Ritchie i Joanna Turek oraz Iga Łapa (wrzesień 2023).

Wystawa – wzorem poprzednich edycji – odbywa się na dwóch poziomach, w dawnej Galerii Pojedynczej na parterze i na tyłach Galerii Pustej, dotyczy zresztą zasadniczo dwóch poziomów przetwarzania rzeczywistości, chociaż wydaje się całkiem oczywiste, że praca z materiałami wizualnymi dla artystów Głuchych i Słyszących zapewnia im całkiem równy, sprawiedliwy start. Sam tytuł wystawy zresztą w pewnym stopniu nawiązuje do tej oczywistości. Oko widzi, oko przetwarza, oko więzi. Zupełnie jak w wierszu Barbary Janas Dudek, który pozwolę sobie tu zacytować: „tylko nagość ukrywa mnie przed tobą”. Nagość jest tym, co się widzi bezpośrednio. Nagość jest tym, co zasłania to, co znajduje się poza nagością. Za nagością. Obie artystki w różny sposób odnoszą się do rzeczywistości wewnętrznej. Lub uwewnętrznionej. Oczywiście możemy powiedzieć, że sztuki wizualne zawsze odnoszą się do tej rzeczywistości – nawet jeśli starają się mimetycznie oddać to, co znajduje się na zewnątrz. Oko w sposób bezpośredni koresponduje z pracami Anny Nolepy, wszak to oko w portretach artystki jest przedmiotem różnicy, to w nim ogniskuje się całe przeżycie wewnętrzne, m.in doświadczenie traumy. Pytanie zasadnicze brzmi: czy da się w ogóle za pomocą znaku wizualnego oddać to, co stanowi o sile
i skali przeżycia? Oko przecież daje wgląd, ale oko również ten wgląd ogranicza. No to jeszcze jedno pytanie: jaka jest skala tego, co oko umożliwia zobaczyć i tego, co ogranicza jego spojrzenie?

Artur Żmijewski, jeden z najznamienitszych polskich artystów wizualnych i performatywnych, zanim zrobił swoją słynną „Lekcję śpiewu”, w której chórowi głuchoniemych dał do odśpiewania „Kyrie” z „Mszy polskiej” Jana Maklakiewicza, sportretował kalekie męskie ciała bez kończyn, uzupełnione przez ciała w pełni zdrowe i sprawne, posiadające ręce i nogi. Powstał dzięki temu wieloczłonowy, zmultiplikowany twór, coś na kształt „lalki” Bellmerowskiej – i nazwał swoją pracę, nomen omen, „Oko za oko”. Powołuję się na ten kontekst, ponieważ fragmentowanie, „brak” (brak symetrii również) jest również czynnikiem konstytutywnym prac Justyny Kieruzalskiej i Anny Nolepy. Na „oku” Anny Nolepy koncentruje się moje spojrzenie i nie zamierza wcale obejmować całości. Całość może zresztą wcale jeszcze nie powstała (jako w pełni zniuansowany rysunek
i jako toż-samość). Prace Kieruzalskiej również nie są „dokończone”, to jakby studia, różne formy pośrednie, które dopiero złożą się w organiczną całość (na razie to tylko część profilu, tył głowy). Kobiety/obiekty Kieruzalskiej są „obcięte” albo odwrócone (trochę przywodzą na myśl mit orfejski), nie ujawniają się, nie u-toż-samiają ze sobą. Ich wizerunki są ponadto uproszczonymi formami wizualnymi (jedynie włosy są potraktowane bardziej szczegółowo). To co łączy obie artystki to właśnie skupienie na pojedynczym detalu, multiplikowanie go w różnych formach
i kontekstach, asymetryczność, studium jako finalna forma wypowiedzi (ta etapowość jest najbardziej widoczna w ekspozycji na parterze). Jeśli chodzi o tradycje malarskie czy szerzej – wizualne, Justyna Kieruzalska sytuuje się blisko pop-artu, sztuki użytkowej, Katarzynie Nolepie bliżej do baroku niż nowoczesnych tradycji; to jak prowadzi kreskę, zagęszcza cienie, przywodzi na myśl szkice Rembrandta.

Nie jestem chyba w stanie ocenić skali zysku i utraty gwarantowanych przez owo spojrzenie
w głąb. Może to, co potrafi „oko na uwięzi” też jest tylko „etapowe”, ma formę studium, wyłącznie fragmentu? Jakby artystki chciały nam powiedzieć, że dokonując konkretnego wyboru estetycznego i semantycznego, musiały porzucić inne możliwości, być może nawet bardziej znaczące? I tak jak Żmijewski, postanowiły zaufać temu, co się wydarzy, jeśli zapoczątkuje się proces twórczy i poznawczy. 


Powrót