KAWA SIĘ NADAWA *
Katowice z Warszawą czy też Warszawę z Katowicami łączy nie tylko pendolino i gierkówka, nie tylko wizja wielkiej konurbacji, jest to również kulturowa i społeczna różnorodność. Sztuka również wskazuje na miejsca wspólne. Kilka lat temu w Muzeum Górnośląskim miał miejsce cykl prezentacji plastycznych „Rewizje”, których celem było wskazanie związków twórczych na trasie Katowice-Warszawa w latach 60 tych XX wieku m.in.: ekspozycja Szymona Kobylarza, koncentrująca się na relacjach pomiędzy działaniami artystycznymi w Katowicach i Warszawie.
Kolektyw KaWa, chyba również chce zwrócić uwagę na przestrzeń wspólną, która łączy artystów z obu miast przy okazji przedstawienia ich indywidualnych dokonań – a ściślej reprezentacji tych dokonań – ale przede wszystkim opowiedzieć o niezwykłej relacji będącej zarówno początkiem kolektywności jak i jej tłem. Osobą, która łączy, wiąże i scala projekt jest Hanna Woznica-Gierlasińska, śląska artystka od lat mieszkająca w Warszawie, absolwentka katowickiej ASP a zarazem właścicielka internetowej galerii MONA ART, która promuje twórców wrażliwych i utalentowanych oraz umożliwia im sprzedaż prac. Nie wiążą grupy oraz jej twórczyni żadne manifesty artystyczne, tylko wzajemna pomoc i wsparcie w czasach żarłocznego i bezlitosnego kapitalizmu.
Na ekspozycji kolektywu znalazły się prace szesnastu artystek i artystów, w dużej mierze związanych edukacyjnie z akademiami w Krakowie, Katowicach, Wrocławiu i Warszawie.
Trudno odpowiedzieć na to pytanie o wspólną przestrzeń; wystawa nie udziela jasnej odpowiedzi, trochę nawet gubi tropy (pamiętajmy jednak, że grupę wiąże przede wszystkim wolność i swoboda wypowiedzi). Zacznę od tego, że ekspozycja kolektywu jest bardzo obszerna – zajmuje całe piętro Galerii Miasta Ogrodów – obie przestrzenie wystawowe.
Znajdują się tu prace o dużym formacie, dyptyki i tryptyki (m.in. Adam Wojciechowski, Michał Jędrzejczak, Aleksandra Rey, Katarzyna Hajok-Berkowska, Korneliusz Stępniak) jak i cykle (Agata Sobczyk, Małgorzata Hupert), obrazy olejne jak i akwarele, gwasze czy kolaże. Stylistycznie i genologicznie prace zebrane na wystawie również są radykalnie heterogeniczne, z różnych porządków – żaden to zarzut, jeśli mowa o indywidualnościach i indywidualnym wizualnym komentarzu do współczesności. Ale wszak myślimy o kolektywie.
Kolektyw zaś to jakiś związek, mniej lub bardziej ścisła relacja. Myślenie kolektywne to myślenie w jednym kierunku (słusznie zapomniane jako myślenie polityczne, do kolektywności jako strategii nie mam obiekcji).
KaWa jak na współczesną sztukę przystało jest radykalnie odwrócona od mimetyki i figuratywności, aczkolwiek znajdziemy na wystawie trochę wyjątków, m.in. wspomniana wyżej Aleksandra Rey z panoramiczną pracą przedstawiającą katowicki Tauzen, Marta Pałka, Agata Sobczyk, Małgorzata Hupert (cykl Pejzaż), Patryca Bajer, Małgorzata Jończyk-Littner z kolażami. Chociaż rzecz jasna, mimetyzm można potraktować bardzo umownie i te same prace „przedstawiające” oglądać inaczej.
W większości mamy do czynienia z dziełami twórczo pracującymi z tradycjami abstrakcji, konstruktywizmu (a nawet pointylizmu – Adam Wojciechowski), prymitywizmu, popartu czy koloryzmu.
Różne są również dynamiki zebranych prac (to akurat oczywistość przy takiej reprezentacji), różne natężenie rytmu i ruchu – trochę medytacyjnego minimalizmu (z jego naczelną zasadą – powtórzeniem), płaszczyzny budowane za pomocą grubszej faktury ale również laserunkowo, gry barw opartych na klasycznych opozycjach, jakieś przebłyski wpływów Tarasewicza, Basquiata, Minora etc.
Są na wystawie prace niezwykle energetyczne, mam tu myśli przede wszystkim Martę Palkę i Magdę Olszewską (poniekąd również iluzje wizualne wywodzące się z tradycji abstrakcji i op artu Vasarely’ego – Magdaleny Mosakowskiej), prace pełne ruchu na granicy eksplozji i implozji, w których kolor (i konstrukcja) pełnią rolę zasadniczą, gdzie – z jednej strony – gest malarski wydaje się zupełnie nieskrępowany, z drugiej – ograniczony geometryczną dyscypliną.
Sami państwo widzicie, że nie sposób szukać między tymi realizacjami, wpływami, kierunkami z tak odległych tradycji i stylów części wspólnych. Może popełniam błąd sugerując się ową „kolektywnością”, szukając jej i próbując nią wyjaśnić to plastyczne, wizualne wydarzenie w Galerii Miasta Ogrodów.
Sztuka współczesna, dzięki wpisanym w nią oscylacjom i otwartości na różne tradycje daje nam nieograniczone możliwości wyboru. I chyba na tym warto się w pierwszej kolejności skupić.
*Pisał niegdyś poeta amerykański, Ogden Nash, a jednym z wariantów przekładu jego „Candy is dandy” (Stanisław Barańczak) było owe „Kawa się nadawa”, które trafiło do repertuaru Jarosława Wasika.
Radek Kobierski