Wszystkie zmierzchy świata (Koncert Tomasza Stańko i zespołu Camerata Silesia)

Wszystkie zmierzchy świata (Koncert Tomasza Stańko i zespołu Camerata Silesia)

Z terminem "lectiones tenebrarurum", wstyd przyznać, po raz pierwszy spotkałem się kilka lat temu.

Z terminem „lectiones tenebrarurum”, wstyd przyznać, po raz pierwszy spotkałem się kilka lat temu. Nie żeby wcześniej okazji nie było. Sposobności nadarzało się aż nadto. Paschę wielkanocną przeżywało się kiedyś dogłębnie, żeby nie powiedzieć – boleśnie. Mistyków i ojców pustyni się czytało, apoftegmaty, takoż źródła monastyczne. A jednak wiedza przyszła przez literaturę świecką. Oświecenie przyszło, nie inaczej. I Dariusz Czaja, wybitny polski antropolog za sam pomysł na tom esejów zatytułowany „Lekcje ciemności” dostał u mnie komplet punktów. Pojęcie owo, zaczerpnięte z liturgii godzin, z tradycji responsoriów, jest, rzecz jasna, wieloznaczne. Uczymy się bowiem ciemności (pokory? marności? nieistnienia?) czy też ciemność daje nam lekcję, n a u c z k i nam udziela, kpiąc sobie z całej teodycei? A może to jedno i to samo? W końcu eseje Czai „rozprawiają”
o złu, zwłaszcza o banalności zła; liturgia godzin, „ciemna jutrznia” odtwarza moment kluczowy dla dziejów chrześcijaństwa – pasję. Znaczy się mord założycielski. Porażający właśnie swoją banalnością. Chociaż wielu do dzisiaj sądzi, że – religijnie (a przede wszystkim – politycznie) usprawiedliwiony.

Takoż do Piotra i Pawła na ostatni koncert rocznicowy, koncert Tomasza Stańki i Camerata Silesia szedłem, nie całkiem już zielony w temacie, właściwie uwiedziony już metaforą „cienia”, „liturgii cienia”, być może ze szczelnie ukrytą przed sobą samym nadzieją na terapię objawieniem (bo bez wiary). A już na pewno z ciekawością, jak też wybrnie trąbka Stańki z tradycyjnego chorału, jak ta pierwsza jazzowa trąbka Rzeczypospolitej wybrzmi w chóralnym, z zasady wyciszonym
i kameralnym, responsorium.

Że muzyka jest najbardziej powołana do tego, żeby towarzyszyć „cieniom bytu”, najbardziej wyrafinowaną ze sztuk, mówił już w swoim filmie „Wszystkie poranki świata” Alain Corneau. Bohater tego arcydzieła - młodziutki adept violi da gamba strawi całe swoje wystawne życie, życie na dworskim wybiegu, żeby zrozumieć, że muzyka niczemu nie służy, nie jest „po coś”, nie jest nawet „czymś”. Ożywia zaledwie cienie.

Otóż najważniejsze dzieło Ingegneriego, jeszcze do niedawna przypisywane Palestrinie, czyli cykl Responsoria in Hebdomada majore oraz chorałowe Improperia – było dla mnie doświadczeniem cienia w dosłownym (optycznym) i duchowym tego słowa znaczeniu. Muzyka ożywiła cień dyrygenta Anny Szostak na filarze kościoła, trąbkę i sylwetkę Stańki zaś na ścianie nawy tuż obok cienia kazalnicy i mikrofonu. Cienie pulpitów kładły się na habitach śpiewaków Cameraty, cienie filarów „rozpuściły się” w materii gęstszej – w ciemniejszym od nich półmroku naw. I tak dalej.
O strukturach głębszych niż optyczne pisali mistycy, pisał Jung, a także inny wybitny polski antropolog Jerzy Prokopiuk. Cienie temporalne – przeszłości i przyszłości – mimo że w zasadzie zlokalizowane są poza obszarem egzystencji (dwa niebyty) wpływają na nią w sposób zasadniczy. Składamy się, mówiąc krótko, z tego co już się wydarzyło (i nie odstanie) oraz tego, co może się nie zdarzyć. Wspomnienie (to uświadomione, ale przede wszystkim „ukryte” – będące właściwym źródłem energii, naszych wyborów) i niepewność. Organiczna, immanentna, czasem wręcz paraliżująca niepewność. To wszystko zostało znów, podczas „Ciemnych jutrzni” otwarte. Jakiś wanitatywny obszar spekulacji został ożywiony. Przez modlitewny dialog (głosy kobiece na chórze, przy organach, głosy męskie w prezbiterium), improwizacje Tomasza Stańki, zrazu akcydentalne, kontrapunktowe, z czasem coraz bardziej autonomiczne, wreszcie wokal Wojciecha Myrczka, jazzowy scat, który przeniósł mnie od razu na pustynię Judzką, na pustynię Negew, zwizualizował – jeśli tak można powiedzieć o dźwięku – głos wołającego na pustyni. Myślę zresztą, że nie ja jeden poczułem się tamtego wieczoru tak, jakby słowa improperium „Pozostawili mnie na pustyni samotności”, „Zaliczają mnie do tych, którzy schodzą do grobu” dotyczyły mnie osobiście. Przeżywanie samotności i nie-przeżywanie śmierci akurat łączy bez wyjątku wszystkich. 

 

Radosław Kobierski


Powrót