WĘDROWCY W MORZU MGŁY

Spotkanie w ramach Śląskiej Sceny Literackiej

Wita Bytom, miasto węgla i stali.

Bardzo dobrze zapamiętałem wielki neon umieszczony na jednym z bloków przy Arki Bożka, niedaleko Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. Po prawej stronie jadąc od strony Chorzowa. Zresztą tylko od tej strony neon był czytelny, tej stronie był dedykowany. Może powinien być umieszczony na północno zachodnim winklu miasta dla tych, co przyjeżdżali ze Strzelec Opolskich albo na wschodzie dla tych z Piekar Śląskich. Ale wjeżdżającym z jednego miasta węgla i stali do drugiego miasta węgla i stali chyba nie robiło to różnicy poznawczej.

Wyobraźcie sobie teraz państwo, że 30 lat później neon świeci dalej, tym razem jednak informuje o mieście poetów i literatury. Wita Bytom, miasto poetów i pisarzy. To byłoby coś. Uderzające i fenomenologiczne. Bo przecież z Bytomiem aktem urodzenia lub aktem zamieszkania związanych jest/było wielu twórców: Jerzy Suchanek, Mirosława Pajewska, Grzegorz Olszański, Bohdan Urbankowski, Sławomir Elsner czy Leszek Engelking. By wymienić najbardziej znanych.

Śląska Scena Literacka w swojej piątej edycji postanowiła przyjrzeć się temu miastu, jego fenomenom i jego literackiej reprezentacji. Zaprosiliśmy do rozmowy i do odczytania wierszy Jakuba Pszoniaka i Pawła Kobylewskiego, poetów z tego samego pokolenia, niemal równolatków, żeby spróbować odczytać literackie strategie, praktyki, wizerunki miasta w ich poezji obecne. Lub nieobecne – wszak nieobecność wydaje się czasem bardziej znacząca niż obecność.

Paweł Kobylewski jest autorem dwóch zbiorów wierszy. Zadebiutował tomikiem „Podróż w nieznane”, wydanym pod auspicjami Bytomskiego Centrum Kultury w 2016 roku.  W sposób kompleksowy, ale bez kompleksów opisał w nim swoją podróż przez teksty współczesne: film, literaturę, popkulturę; są to teksty pełne rozmachu, jeśli chodzi o wyobraźnię i z ducha anglosaskie, jeśli chodzi o styl i strategie poetyckie oraz zachodni uniwersalizm. W 2022 roku w Wydawnictwie Mamiko opublikował „Karbunkuł”, zbiór miniatur, który zawdzięcza niemal wszystko przeciwnemu kierunkowi – wychyla się mocno na wschód, a ściślej mówiąc ku Dalekiemu Wschodowi, ku tradycjom minimalistycznym, buddyjskim. Sześć lat to wystarczająco dużo czasu, żeby dokonać takiej wolty i zaaranżować na jej bazie nową, poetycką rzeczywistość.

Jakub Pszoniak zaczął od głośnego „Chyba na pewno” nagrodzonego Silesiusem 2020 za debiut literacki oraz nominacją do Nagrody im K.I.Gałczyńskiego. Również w 2022 roku nakładem Biura Literackiego opublikował swoją drugą książkę „Lore ipsum”.

Jakub Skurtys w swoim omówieniu debiutu Jakuba Pszoniaka nazwał poetę zradykalizowanym bajarzem miejskim. Nie wiem, na czym miałaby polegać owa radykalizacja, z pewnością można o Pszoniaku powiedzieć, że jest bajarzem zaangażowanym. W sensie czułości i uwagi na pejzaż miejski i historie miejskie ale również w sensie szerszym – w stosunku do spraw społecznych i politycznych – te wywodzi właśnie z mikroskali, z obserwacji zjawisk w bliskiej sobie przestrzeni, „na własnym placu”. Słynny już cytat z Marksa strawestowany przez Jakuba Pszoniaka „Bytom określa świadomość” opisuje pewne immanentne ograniczenie myślenia i egzystencji, ale widzę w tym również punkt wyjścia, punkt określenia stanu świadomości, od którego zaczyna się coś nowego, nowa dialektyka. Skurtys dodaje: Pszoniaka interesuje głównie „bycie stąd”, bycie produktem miasta, które przez lata żyło z kopalń i kopalin, to jego świadomość jest podwójnie uwarunkowana: jako świadomość klasowa i świadomość świadka historii, opowiadacza czasów posttransformacyjnych, który stara się dokonać uniwersalizacji tego, co immanentnie śląskie.

Obaj poeci to wędrowcy, chociaż wytyczyli sobie ograniczone zasięgi, są trochę jak nomadzi uwięzieni w planach swojego miasta lub miastach wyobraźni, przy czym to ograniczenie jest dla nich kwestią wyboru, nie konieczności. Pszoniak jeszcze zapożycza się u Baudleaire’a i jego figury flaneura (ogląda swój Bytom niczym post-haussmannowski Paryż zbierając to, co zostało z przemysłowego miasta), zaś Kobylewski - u wielkich amerykańskich piewców wyobraźni i popkultury, którzy posiadają jakieś remedium na bolesną przewidywalność miasta, nudny konkret realu, chwilę później – już po wolcie – jego granice wyznaczają już tylko granice języka (i jest to droga, którą wybrali Paul Celan czy Jerzy Krynicki). Jest również ważne to, w jakim sposób dwaj bytomscy poeci definiują poetyckie role i prerogatywy. Paweł Kobylewski „odbiera” poezji jej wartość misyjną i objaśniającą świat. Wiersz jest formą niedoskonałym jako sposób komunikacji, ale równoległą i równoważną przejawianiu się innych istnień, form ożywionych i nieożywionych. Jakby chciał powiedzieć, wiersz nic nie może, ale dobrze, że jest. Widać w tym założeniu zasadniczy element ekopoetyki – przyznający wszystkich stworzeniom równe prawa i równający systemy komunikacji (bo wszystkie one służą istnieniu). Dla Jakuba Pszoniaka poezja jest dialektyczną komplikacją: precyzyjnie stara się opisać byt i jego fenomeny ale owa precyzja nie jest dana bezpośrednio, trzeba ją wypracować, traktować język z najwyższą nieufnością i podejrzliwością, rozbijać schematy i układy semantyczne. Można z niej uczynić trybunę dla krytyki kapitalizmu i konsumpcjonizmu, dla wyrażenia i podbicia antywojennej retoryki, lewicowej wrażliwości (poezja zaangażowana), ale co trybuna robi w niszy? Co może wybrzmieć i nieść się w miejscu, którego nikt nie odwiedza (albo odwiedzają je nieliczni)?


Powrót