Drumerzy kontra reszta świata 3:1

Drumerzy kontra reszta świata 3:1

6. Katowice Jazzart Festival // część 1

To po prostu zacny przedmiot. Mam na myśli coffee-table book Tima Berne’a i Steve’a Byrama.  Ekologiczny i stylowy. Brązowy karton pakowy tworzy okładki albumu i płyty CD oraz etui. Limitowany i bibliofilski nakład jak na amerykańskie zwyczaje – 500 egzemplarzy. Minimalizm edycyjny i typograficzny. Jedyny szkopuł to spirala spinająca strony albumu, ale jak twierdzą sami autorzy, nadaje mu pewnej nowoczesnej surowości.

„Spare” – bo tak nazywa się owa limitowana publikacja, to zarazem podtytuł wystawy prezentowanej w Galerii Pustej (jednego z kilku wydarzeń towarzyszących festiwalowi), „Old and Unwise”. Pomysł na wspólną publikację, zawierającą rysunki (niektórzy twierdzą, że grafiki) Byrama i zdjęcia z podróży Berne’a powstał podczas pracy nad „Snakeoil” w wytwórni ECM, ale zrealizowany został dopiero dwa lata później. Berne nie dba specjalnie o jakość zdjęć, fotografuje w pośpiechu, w ruchu. Często kadry są w związku z tym nieostre, „poruszone”, trudno też powiedzieć, żeby cykl charakteryzowała spójność. Interesuje go w zasadzie wszystko: widok z okna samochodu czy pociągu, twarze spotykanych ludzi, konstrukcje budowlane, architektura, pejzaż miejski/ rolniczy. Często fotografuje w nocy. Można te zdjęcia potraktować jako dziennik obrazów, rodzaj wizualnej memuarystyki, ale też w dużej mierze jako relację z poszukiwania formy. Mimetyczne miesza tu się z wykreowanym, przypadkowe z nieprzypadkowym, abstrakcja z naturalizmem. Najbardziej ujmuje mnie w tym fotograficznym projekcie skupienie na rzeczach codziennych (mijanych), trochę obsesyjne kolekcjonowanie „niewydarzeń”, „nieistotności”, to takie streetphotography, ale bez koncepcji decydującego momentu, w ogóle bez koncepcji. Bliskie poezji amerykańskiej i muzycznemu minimalizmowi Johna Cage’a.

Steve Byram również unika patosu. W przeważającej większości jego kompozycje mają charakter figuralny, niemniej czasem nie wykraczają w ogóle poza nieforemność, są skończone właśnie w tej chwili, w której coś mogło się z nich wyłonić, mogłyby być czymś więcej. Byram również stara się uchwycić chwilę. Szkicuje. Taki ponowoczesny impresjonizm (chociaż jego kreska ma dynamikę bardziej ekspresyjną). Widać w tych pracach również silną potrzebę geometryzacji. Byram jako minimalista nie przemawia do mnie. Jako konstruktor, zderzający ze sobą to co precyzyjne i chaotyczne – jak najbardziej. Im więcej na kartce, tym lepiej. Im większe napięcie między kreską a plamą, tym lepiej.

Tytuły publikacji, wystawy, ale również projektu „Snakoil” (Spare parts) ze sobą korespondują. Wspólnym mianownikiem jest oczywiście czas. Czas jako metrum, powtarzalność, symetria, moment otwarcia fotograficznej migawki (i jej niezdolność do zatrzymania ruchu), czas życia. Jedno i drugie – mam na myśli „spare” i „old and unwise” łączy również coś w rodzaju ironicznego napięcia.

Jak to się miało do późniejszego o jeden dzień koncertu Berne’a i spółki? Nie wiem. Być może wcale nie musiało się mieć. Byłem pod wielkim wrażeniem perkusyjnego spektaklu, jaki stworzył Ches Smith, i nieograniczonej, szalonej inwencji Matta Mitchella. Kapitalnym, zsynchronizowanym duetom Oriegi i Berne’a zabrakło moim zdaniem niuansów. To znaczy każdy utwór z osobna prezentował się znakomicie, cykl – wziąwszy pod uwagę ponawianą koncepcję opartą na powtarzalności tematów – już niekoniecznie.

Najjaśniej dotąd zajaśniała gwiazda połączonych składów Bachorze i Pilokatabazy. Wychodziliśmy z koncertu jak pijani. Struktura „rozwijającego się poematu” muzycznego, zjawiskowy synchron perkusji Zemlera i Szpury to była energia w stanie czystym. W dotychczasowej rozgrywce drumerzy festiwalu prowadzą z resztą świata trzy do jednego. 

Radosław Kobierski

Maj 2017

 

Snakeoil, fot. A. Ławrywianiec

Snakeoil, fot. A. Ławrywianiec

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zdjęcie slidera: Bachorze, fot. Maciej Włodarczyk


Powrót