Kwadratowa przysłona
Dobrym wystawom — wiedzą to wszyscy miłośnicy fotografii — jeden raz nie wystarczy. Do dobrych książek też się wraca, chyba że są to książki dzieciństwa, co do których istnieje uzasadnione podejrzenie, że mogły być dobre i wspaniałe tylko dla nieuformowanego czytelnika (którym już oczywiście nie jesteśmy). Inna sprawa, że wernisaże nigdy nie służą obserwacji (poza obserwacją socjologiczną), ani medytacji, więc powroty są po prostu koniecznością. Wystawa „150+1” Piotra Wójcika, cenionego polskiego fotoreportera generuje wszakże jeszcze jeden powód, dla którego jeden raz nie wystarczy. Powód, że tak się wyrażę, strukturalny. Otóż ekspozycja prezentuje nie tylko fotografie miasta i jego mieszkańców, ale i ich życiorysy – skrócone oczywiście, czy może inaczej – rozbudowane biogramy, fragmenty wywiadów, które fotograf i wieloletni szef fotoreporterów Gazety Wyborczej przeprowadził przed lub w trakcie sesji. Zostały one, jak zapewnia Piotr Wójcik, zredagowane kosmetycznie, niemal bez zmian przeniesione na medium bliższe fotografii – na papier. I stanowią integralną część ekspozycji (integralny to stanowczo za mało powiedziane — wywiady wszakże wprowadzają do ekspozycji i ją kończą). Sto pięćdziesiąt jeden wywiadów, to sto pięćdziesiąt jeden stron opowieści o losach ludzi związanych z Katowicami. Średniej objętości książka. Nie da się tego faktu zbyć. Choć na upartego można – w końcu fotografia nie musi się żadnym słowem podpierać, żeby przemówić. Mamy tu jednak do czynienia z nie dość klasycznym portretem zbiorowym. Po pierwsze dlatego, że akcentuje indywidualności tę wspólnotę tworzącą, po drugie – bo wychodzi poza „gatunkowy elitaryzm”. Katowice ad 2016, sto pięćdziesiąt jeden lat po nadaniu praw miejskich, tworzą nie tylko elity kulturalne, dziennikarskie czy samorządowe, ale również zwykli urzędnicy, duchowni, przedsiębiorcy, aktywiści, społecznicy i co ważne w tej panoramie – osoby niezaangażowane, bez prestiżu i krótszej bądź dłuższej historii medialnej. To szalenie istotne, że skoro Wójcik wspomina o rozwarstwieniu i różnicach pomiędzy centrum i jego peryferiami, nie pozostaje gołosłowny (chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdyby zadziałał bardziej radykalnie i proporcje tej wystawy odwrócił „na korzyść tych mniej znanych).
Jest rzeczą oczywistą, że dokonując próby syntezy jakiegoś powszechnego zjawiska, zdajemy również relację z ograniczeń z tym związanych, fiaska samej idei. Nie da się oczywiście wykonać portretu zbiorowego niemal trzystutysięcznej metropolii (zresztą po co miano by to robić?), pozostaje jedynie wybór w miarę reprezentatywnej grupy i wybór narracji. W tym konkretnym przypadku — również optyki. Opowieści bohaterów wystawy to zaledwie część dłuższych wypowiedzi, a pojedyncze kadry ich reprezentujące to również wynik selekcji. Nawet to, co widzimy na drugim planie, wiąże się z eliminacją (albo przestrzeń domowa i prywatna albo zawodowa, rzadziej – eksterytorialne „nie wiadomo gdzie”), zawsze otrzymujemy zaledwie fragment, żebyśmy nie zapomnieli, że to tylko fragment, że nic więcej nie da się w tym temacie zrobić. Jakaś część (bardzo niewielka) owego „lost in translation” pojawia się na jednym ze streamów video przygotowanych przez Monikę Probę i Tomasza Sinka (drugi wprowadza nas na powrót w klimat anonimowości metropolii).
Wiem, że „150+1” miała wyglądać inaczej. Nie starczyło środków na bardzo oryginalną aranżacyjną koncepcję. Biały kwadrat pośrodku każdej tablicy jest śladem tej pierwszej, niezrealizowanej idei. Pomyślałem również, że jest to miejsce zarezerwowane dla innych. Dla przyszłych portretów katowiczan. Zaś kolekcjonerom optycznych osobliwości przypominam, że Krasnogorskie zakłady KMZ zaprojektowały kwadratową przesłonę w Zenitarze 50 mm/1.7.
Radosław Kobierski
Luty 2017