Żelazo, kamień, szkło - Tauron Nowa Muzyka

Żelazo, kamień, szkło - Tauron Nowa Muzyka

TNM wrócił do macierzystej przestrzeni!

Po dwóch latach banicji – tyle bowiem zajęło wzniesienie nowego Muzeum Śląskiego – Tauron Nowa Muzyka wrócił do macierzystej przestrzeni. Nie powiem, żebym źle wspominał te dwa lata spędzone na wydeptanej przez OFF trawie Dolinie Trzech Stawów. Ale pierwszy, piątkowy dzień od razu wyjawił tajemnicę (dotąd niezrozumiałej dla mnie) nostalgii za „kopalnią”, przestrzenią źródłową, założycielską dla TNM (chociaż gwoli ścisłości – I edycja miała miejsce w Szybie Wilson). Tu po prostu wszystko zdaje się być na swoim miejscu. Kamień, żelazo, szkło, światło. Rdza i beton. Ciężar i lekkość. I uwikłana w to wszystko muzyka, płynąca ze czterech scen na powierzchni i jednej pod ziemią.

A więc pięć. Pięć scen i do tego szyby kopalniane, cała naziemna infrastruktura, hangary jakieś, ślusarnie, zmaterializowany po niemal stu latach pozytywistyczny fantazmat -„szklane domy” Muzeum Śląskiego jak wielkie akwaria, niczym cele z uwięzionym światłem. I w to wszystko wkomponowana jest festiwalowa gastronomia, sklepiki z gadżetami i gryfnym geszeftem, jakieś mini plaże z parasolami, komplety wypoczynkowe, strefy aktywnego palenia Marlboro i rekonstrukcji przy podawanej tu wszędzie przez hostessy – ice shandy.

Jeśli miałem kiedyś problem z wizualizacją nadmiaru, to już go nie mam. Łatwiej byłoby oczywiście być na Tauronie niezawodowo, na luzie, mieć megaflow wielokrotny, niż analizować, zapisywać gdzieś w ajfonie poszczególne wrażenia, starać się być wszędzie po trochu, żeby zyskać obraz całości. Tak się nie da. Po prostu. Po pewnym czasie – jako że wydarzenia płyną równolegle, symultanicznie, wszystko zaczyna się ze sobą zlewać - timetable wygląda jak hieroglify, Neneh Cherry myli mi się z Ellinor Olovsdotter (tym bardziej, że obie Szwedki), Cakes Da Killa z Nozinja, Goldffinch z Theo Parrishem, ambient z industrialem, sesja Atlantyda – utracona tożsamość (którą prowadzi Marcin Mońka w Przestrzeni Refleksji) z późniejszą o dzień rozmową „Schronienie”. Wybijają się tylko jakieś pojedyncze fakty, zbyt spektakularne, żeby rozpłynęły się w tym oceanie efektów. Mam na myśli koncert Bokki, Mooryca, Jagga Jazzist z orkiestrą Aukso, kapitalne Polonezy Maseckiego w Carbon Atlantis, Piotra Kurka (niedawno występował w ramach Biura Dźwięku na Industriadzie). I oczywiście Pink Freud – których wysłuchałem po raz pierwszy na żywo (mając za swoimi plecami ścianę deszczu).

Zawsze i przy każdej okazji powtarzam – nie nadaję się do pisania o muzyce. Chociaż tak się składa, że ostatnio tylko o muzyce piszę. Próbuję nadrabiać zaległości z ostatnich dwu dekad, ale jest to – rzecz oczywista – zadanie niewykonalne. Co innego jednak pojedynczy występ (na którym zogniskować można całą uwagę, a czasem i pozwolić sobie na odlot), co innego masowe bombardowanie BMP, bitnaloty, inwazja dźwięków – a proszę jeszcze do tego dodać wrażenia wizualne – bo przecież cały ten poprzemysłowy teren kopalni z wkomponowanym w to Muzeum Śląskim, jego surową, nowoczesną przestrzenią – to jest recyklingowe i projektowe arcydzieło. Nie wyobrażam sobie lepszej przestrzeni dla Taurona. Ale też i ja odczuwam coś w rodzaju nostalgii – o przeciwnym wektorze – ku minimalistycznej scenerii Doliny Trzech Stawów. Trawa i Namioty Zgromadzeń. Niczym więcej nie zakłócone. Tylko muzyka. Zbiorowa modlitwa XXI wieku.

Radosław Kobierski

Wrzesień 2014

 

Tauron Nowa Muzyka, fot. R. Kobierski

Tauron Nowa Muzyka, fot. R. Kobierski

 

 

 

 

 

 

Tauron Nowa Muzyka, fot. R. Kobierski

Tauron Nowa Muzyka, fot. R. Kobierski

 

 

 

 

 

 

Tauron Nowa Muzyka, fot. R. Kobierski

Tauron Nowa Muzyka, fot. R. Kobierski

 

 

 

 

 

 

 


Powrót