ŚLĄSKI PATCHWORK
Pokrzywy, Balkon, We Do Not Pretend, Wonsy, Svita, Ferbi NTE, Afterwave, Loża Masorza. Kolejna edycja konkursu Dzielnica Brzmi Dobrze, jest niedziela, jesteśmy na Śląsku, nazwy młodych zespołów mówią wszystko o Śląsku AD 2022, czyli nie mówią niczego, o czym byśmy już dawno nie wiedzieli. Śląsk jest tyglem kulturowym. Muzyka jest tego najlepszym dowodem. Gdyby ktoś wątpił w siłę desygnatu, to zaręczam że nazwy nie są na wyrost, nie jest to żadne okno w próżnię – mamy tu patchwork w wersji mikro i w wersji makro. Są zespoły, które patchworkiem definiują strategię muzyczną, niemniej cały ten dzień, od występu Pokrzyw po nieogłoszony wg harmonogramu wynik przesłuchań jest jak dywan spleciony z różnych wątków, materiałów i struktur: w Sali KMO wysłuchujemy wszystkich chyba stylów i gatunków muzycznych od lat 70-tych przez soul, jazz, elektronikę ejtisów, oczywiście rock, a nawet trash po współczesne wersje rapu (z rozbudowanym akustycznym instrumentarium, w zasadzie kolektywy rap, małe orkiestry) i solowy występ pianistyczny spod znaku Yanna Tiersena.
Ta niedziela była warta zapamiętania. Przesłuchanie trwało solidne 6 godzin z trzema krótkimi przerwami. Zespołów pretendujących do wygranej było piętnaście – całkiem pokaźna liczba zważywszy na fakt, że konkurs odbywa się co roku. Znaczy się – działo się dużo. I rodzi się dużo. Garaże, domy kultury, wynajmowane pokątnie i oficjalnie lokale przez ostatni pandemiczny rok nie leżały odłogiem, młodzi ludzie nie próżnowali, pomysłów na muzykę znalazło się co niemiara, nawet jeśli (co całkiem naturalne) młodzi artyści zapatrzyli są w swoich idoli i gatunki, którymi zamierzali/ją zdobyć sceny (najpierw jednak mecenat DBD), było w ich muzyce dużo autonomii. To było widać i słychać. Niemal w każdym takcie.
Pokrzywy (o ile dobrze pamiętam: Koszutka) zagrały we dwójkę, choć normalnie działają w trio, bez wokalisty, z którego jakiś czas zrezygnowali, szybkim tempem, wyraźnym tanecznym rytmem, elektroniką, która lokowała mi się gdzieś w połowie najnitisów. W zasadzie pierwszy utwór składał się wyłącznie z tematu i kilku wariacji, którym podlegał, w drugim pojawiły się dźwięki wzorowane na sygnałach pierwszych pecetów. Balkony, kolejne trio z Koszutki zaprezentowało dwa utwory alternatywne w stylu brytyjskiego post punka – więc było głośno, szybko i akustycznie, dużo jazgotu i niedopracowanego wokalu, co mi przywodziło na myśl zimną falę. Fabian Klimanek, którego już słyszałem w Not to Easy i Hengelo, a miałem okazję jeszcze usłyszeć później, w nagrodzonym Ferbi NTE, założył formację We do not pretend, która wystąpiła jako trzecia tej odsłuchowej niedzieli. Trąbka, saksofon i subtelna perkusja zabrzmiały bardzo jazzowo i ambientowo. Chwilę później do tej trójki dołączyły klawisze, nad którymi czuwał Przemek Pankiewicz. Bezpieczny chillout przechodził w całkiem poważne i ryzykowne pasaże, w których ster przejmował raz Klimanek raz Wypasek. Zabrzmiało to wszystko bardzo już profesjonalnie.
Przed pierwszą przerwą zagrały jeszcze Wonsy, kolejne trio, tym razem ze Śródmieścia (opisywany wyżej patchwork w wersji mikro: elektro, harmonijka, akordeon, bardzo interesujący wokal nieco przypominający siostry Wrońskie z Pustek, jeszcze nie dość zgrany z instrumentami i rytmem).
W drugim etapie przesłuchań wystąpiły: Svita, Ferbi NTE, Afterwave, Laur i podobnie jak przed przerwą – zespoły różniło niemal wszystko. Stylistyka, gatunki, tematyka, oczywiście również umiejętności – choć tu poziom był bliski wyrównania. Svita zaprezentowała instrumenty dawne (lira korbowa), choć i od dawna w użytku w polskiej world music, pomysł na połączenie słowiańszczyzny z jej przebogatą mitologią ze współczesnymi rozwiązaniami muzycznymi, wrażliwością, rytmiką. Ferbi NTE to już starzy wyjadacze przy reszcie – własny profil na FB, nagrania na Y2, koncerty przy na Juwenaliach na Jam Session w Hipnozie. Nie jestem fanem hip-hopu i fanem werdyktu Jury, i ten materiał, mówiąc szczerze, podobał mi się najmniej z całej niedzieli. Bardziej mniej pierwszy utwór niż drugi. Ale doceniam pomysł na połączenie wyrazistej, refrenowej i wertykalnej trąbki z melorecytacją hip-hopową. Afterwave to był znów powrót do lat 90-tych, z bardzo charakterną elektroniką i wokalem ulokowanym gdzieś pomiędzy punkiem i rockiem alternatywnym. Gdzieś pomiędzy Cure a Morfiną i Nirvaną. Na oko i ucho. Widać, że Afterwave szukał swojego wyrazu i formy, że to był bardzo intersujący początek – być może bardzo konkretnej drogi muzycznej w przyszłości. Drugie rozdanie zamknął koncert Lauru – nowej formacji (duet: wokal i elektronika), której twórcy jednak są rozpoznawani na katowickiej scenie muzycznej. Znowu przypomniały mi się Pustki – najwyraźniej ten duet jest dla wielu dzisiejszych debiutantów ważnym punktem odniesienia.
Tego dnia DBD startowało jeszcze dwa razy – z trzeciego odsłuchu do finału został zakwalifikowany Fuck the Fractals, z czwartego – rapująca Loża Masorza. A mnie w szczególności zapadł w pamiętliwe ucho występ Kaznovskyego. Pianista skazany na piękną porażkę (nie wyobrażałem sobie takiej kruchości w finale DBD; pamiętam, że w krótkiej relacji z DBD w sieci napisałem, że oto i Katowice mają swojego Tiersena) zagrał tuż przed Lożą, tuż przed zmierzchem i ten osobliwy ocean opuszczonych, samotnych dźwięków zabrałem ze sobą w drodze powrotnej przez ciężką i ciemną noc.