Jest w orkiestrach dętych wielka siła. A to było tak.
Dla wielu osób piątkowe wydarzenia rozgrywające się w centrum Kato były sporym zaskoczeniem. Ze wszystkich stron, od Warszawskiej i Młyńskiej, Korfantego i 3 Maja, na plac Kwiatowy i plac Obrońców Katowic schodzili się ludzie z instrumentami (czasem z instrumentami na plecach). Jedna grupa – górnicza – stała na Teatralnej, inni zbierali się przy sztucznej Rawie, ktoś wysiadał z bordowego opla przy Itace na Moniuszki i właśnie wyjmował z bagażnika saksofon i dwa klarnety. Błyszczały puzony w kolorach srebrnych, wyglansowane mosiężne tuby i waltornie. I złote epolety na górniczych mundurach. Kato niby żyło swoim własnym życiem – zgrzytem taboru tramwajowego na rynku, włoskim jarmarkiem przed Skarbkiem (gdzie sprzedawano sery, oliwki, suszone wędliny i pomidory), normalnym ruchem tranzytowym przez centrum, ze wschodu (czasem z północy) na zachód i ruchem w sklepach centrum. Tym razem jednak coś wbijało się klinem w tę codzienną tkankę dnia, a w zasadzie czterema klinami, okazało się bowiem, że orkiestra KWK Wujek „z Młyńskiej” rozgrywająca się pod magistratem to zaledwie jedna czwarta piątkowego wydarzenia. Na plac Kwiatowy wkroczyli ze Staromiejskiej „dęciaki” z KW Policji, przez cały rynek przemaszerowali instrumentaliści z Orkiestry Dętej „Katowice”, zaś od 3 Maja nadciągała młodzież z „Silenzio” z Woli. Wszystkie zespoły zagrały skróconą wersję hymnu, którego partyturę na potrzebę festiwalu Move your Brass napisał Klaudiusz Jania. Kompozycja brzmi dostojnie jak hymn olimpijski. Ma wyraźny i dynamiczny temat, powracający w licznych repetycjach (zmiany rytmiczne i w obrębie tonacji). Utwór Kani zainaugurował pierwszą edycję Move your Brass na placu Kwiatowym, zaś w pełnej wersji mogliśmy go usłyszeć w parafii w Murckach (w wykonaniu Orkiestry Komendy Wojewódzkiej) dwa dni później.
Otwarcie Move your Brass, pomijając inauguracyjną impresję na katowickim rynku, miało dwa zupełnie odmienne oblicza. Niemal stuletnia brytyjska marka Lydbrook Band pod batutą Toma Brevika (zastępującego Iana Holmesa) pierwszy ze swoich czterech koncertów (wliczając after) zagrała w Kościele Mariackim, zaś katalońska Artistas del Gremio zagarnęła ulice. Odwieczne zmagania między sacrum a profanum świetnie działają na religijną wyobraźnię – Lydbrook przedstawił dość nobliwy program (być może właśnie ze względu na miejsce), Purcella, Petera Grahama czy Lovatta Coopera. Katalończycy postawili na czysty hedonizm – ale w piątek ten dualizm był bez szans. Nie tylko dlatego, że Lydbrook grał po prostu świecki („dworski” – tak brzmiał Purcell, czy filmowy – tak prezentował się słynny Enter the Galaxies) repertuar, ale dlatego, że muzyka w samej swojej istocie znosi wszelkie podziały i nawet angielski jako język międzynarodowy nie ma takiego zasięgu i takiego wpływu jak ona. Niemniej, trzeba przyznać, że między ową nobliwością Lydbrook a ulicznym szaleństwem Artistas del Gremio, którzy zdołali porwać po 21-ej pół Mariackiej – tańcem, aranżem, coverami rockowych przebojów (m.in. Bohemian Rhapsody czy Highway to Hell), różnica była zasadnicza. Niebagatelna. Ale tak miało właśnie być.
Następne dwa dni przyniosły kolejne występy, zarówno Brytyjczyków pod wodzą Brevika (tym razem na Załężu) jak i regionalnych zespołów dętych –KWK Piast miał w zgodzie z tradycją plenerową przemaszerować całą promenadę gen. Ziętka w Parku Śląskim, skończyło się koncertem w Supersamie, Orkiestra Policji też zmieniła lokalizację – ze świeckiego centrum w Murckach na sakralne wnętrza murckowskiej parafii, Warszawsko-Lubelska Orkiestra Dęta dała porywający i długi koncert w Drzwiach Zwanych Koniem. Ponadto odbyły się też spotkania kameralne, warsztatowe (dla dyrygentów, kapelmistrzów, menedżerów i członków orkiestr, kompozytorów i aranżerów), które prowadzili m.in. Tom Brevik, Liz Lane czy Remigijus Vilys. Działania festiwalowe, mimo debiutu w grafiku wydarzeń kulturalnych w Katowicach, miały, jak widać, poważny rozmach i profesjonalne zaplecze. Ten „pierwszy raz” ujawnił również dość nieoczekiwane dla mnie zjawisko. Orkiestra dęta w swojej klasycznej, zamkniętej, zawodowej i zrutynizowanej formie budzi zrozumiały sentyment ale zdaje się być wyłącznie etnoreliktem, świetnie wpisuje się w krajobraz górniczy, ale już niekoniecznie - postgórniczy. To nie występy „świątynne” wzbudziły podczas tej pierwszej edycji Move Your Brass największe zainteresowanie i „reperkusję”, ale ich przeobrażone i nowe formy – Artistas del Gremio porywający tłum na Mariackiej, Warszawsko-Lubelska Orkiestra Dęta w DZK i wybitny – nie boję się tego sformułowania – muzyczny mariaż podczas niedzielnego wielkiego finału. Otóż tak, uczniowie „Karłowicza” – wspaniali, muzycy z Lydbrook – miejscami porywający, ale to dopiero wspólny koncert orkiestry KWK Wujek i dwóch młodych, awangardowych formacji muzycznych, Lód 9 i Ciśnienie – przyniósł prawdziwą nirwanę. To był jeden z najlepszych tegorocznych koncertów tego roku, jakie dane mi było słyszeć. Przyszłość orkiestr górniczych? Widzę ją bardzo wyraźnie!