Małgorzata Wandasiewicz i Sylwia Jaworska (obydwie ubrane na czarno) siedzą na białej, skórzanej kanapie

TKANKI ŁĄCZNE

X Śląska Scena Literacka Małgorzata Wandasiewicz i Sylwia Jaworska

Mamy swój mały jubileusz. Minął okrągły rok a w tym roku dziesięć spotkań z literaturą najnowszą związaną z regionem. Startowaliśmy niepewnie chociaż z wyraźną wizją tego, co należałoby w przestrzeni kultury w Katowicach zrobić. Czas w tych kwestiach działa niespiesznie, braki wypełnia się z mozołem, a markę zdobywa ciężką pracą i konsekwencją. Nie obiecujemy cudów, ale możemy zaręczyć, że dołożymy starań, żeby projekt rozwijać  – tak jak na to zasługuje.

Dziesiątą edycję Śląskiej Sceny Literackiej, cały mijający rok, zamknęliśmy spotkaniem z Małgorzatą Wandasiewicz i Sylwią Jaworską, autorkami w środowisku literackim i czytelniczym kojarzonymi przede wszystkim z poezją. I jest w tym dużo racji; dopiero kilka miesięcy temu Małgorzata Wandasiewicz dokonała wyłomu w tym lirycznym monolicie i zadebiutowała prozatorsko książką „Krawędzie”.

Dzieło jest niezwykłe nie tylko z powodu późnego objawienia, ale również w związku z wielogatunkową oscylacją, którą manifestuje, językową kreatywności stawiającą poetkę blisko takich nazwisk i zjawisk jak Zyta Rudzka czy Wojciech Kuczok. Jest to powieść, chociaż można ją równie dobrze czytać jak zbiór opowiadań. Jest to również tekst z ducha postmodernistyczny, który szuka drogi powrotnej – do sprawdzonej, klasycznej opowieści. At last but not least – „Krawędzie” są książką rozliczeniową, tyle że materią rozliczeń nie jest wyłącznie własna biografia ale także doświadczenie polityczne i społeczne ostatnich dekad: kapitalizm i skapitalizowany feminizm. Wielkie nadzieje i to, co po nich zostało.

Jednak obie autorki, zaznaczam ten fakt ponownie, debiutowały w poezji i rozwijały się oraz swoje zdolności w przestrzeni liryki. Sylwia Jaworska w ciągu kilku lat zaledwie opublikowała cztery tomy wierszy w słynnej już serii Biblioteki Śląskiej „Ut pictura bibliotheca” – „Mistrzowskie trójki”, „Echo serca”, „Pustynia” oraz najnowsze „Love crimes”. Małgorzata Wandasiewicz również wydała cztery zbiory wierszy: „Czułość dozowana”, „Dyskretne zarządzanie smutkiem” (tomik z Nagrodą im. Ryszarda Milczewskiego Bruno), „Zaznacz wszystko”, „Funeralia”. W niedalekiej przyszłości ukaże się  „Liryka kwantowa”.

Jest dla mnie oczywiste, że autorki prezentują różne poetyki i strategie literackie – a jednak coś zasadniczego (i nie jest to jedno zjawisko) je łączy. Wandasiewicz wiele zawdzięcza symbolizmowi i surrealizmowi – chociaż te źródła, połączenia z nimi, szwy są subtelne i mocno autorsko przepracowane (tak jak patronat Jelinek w niektórych fragmentach prozy). Można powiedzieć, że przestrzenią, która interesuje Wandasiewicz, nie jest najbliższy świat fizykalny i zachodzące w nim reakcje („liturgia codzienności”, literacki horyzont poezji anglosaskiej), ale uwewnętrznione przeżycie. Analiza doświadczenia i jej permanentne przetwarzanie. Jaworską bardziej interesuje konkret a jej wierszom bliżej jest do poetyckiego minimalizmu. Chodzi o to, aby jak najwięcej osiągnąć przy maksymalnym opanowaniu, ograniczeniu i kontroli środków wyrazu. Inaczej również wygląda – pozwolicie państwo, że posłużę się terminem filmoznawczym – postprodukcja. Jest to oczywiście etap niewidoczny dla czytelnika a nawet redaktora książki, ale właśnie zależny od przyjętych strategii (Małgorzata Wandasiewicz np. wspomniała o redukcji i przerabianiu powstającego materiału literackiego). Co zatem łączy obie poet(y)ki? Po pierwsze: czas. Ostatnie tomiki, chyba najważniejsze w dorobku autorek, powstają niejako równolegle i rozpoznają – bardzo ogólnie mówiąc – podobny obszar tematyczny. Można wręcz powiedzieć, że love crimes i liryka kwantowa są metaforami objaśniającymi zasadniczy w czasach współczesnych problem z komunikacją, odnoszą się do niemożliwości porozumienia się, spotkania (w czasie i przestrzeni). Sylwia Jaworska rozprawia się z iluzjami na temat związków i relacji międzyludzkich (ściślej rzecz ujmując: relacji między kobietą a mężczyzną), Małgorzata Wandasiewicz dowodzi, że paradoksem współczesnej komunikacji jest to, że oddala od siebie, a nie przybliża do siebie ludzi; liryka kwantowa jest jeszcze jednym przykładem obcości i samotności, poetka wiele miejsca poświęca również chorobie jako formie radykalnej różnicy. To jest takiej różnicy, która nigdy nie podlega zniesieniu. Problem z komunikacją dotyczy również – w sposób niemniej oczywisty – dialogu z samym sobą. Do tego stopnia, że moglibyśmy siebie wręcz zapytać: dlaczego największą przeszkodą do porozumienia ze światem jesteśmy my sami?

 Kolejna rzecz, która stanowi pomost między lirykami: konfesyjność i intymność. W realiach współczesnych nie jest to już przywilej poezji, chyba że mowa o konfesyjności reglamentowanej. Zatem – to nie wyprzedaż emocji i intymności na wzór telewizyjnego show lub tabloidowej szpalty – ale umiejętne nimi sterowanie. Na tyle mocne i precyzyjne, żeby opowiedzieć o losach i przenikaniu słabości i siły kobiecego doświadczenia, o nierównowadze tych doświadczeń – być może dlatego kolejnym elementem łącznym autorki jest elegijność i melancholia. Przy czym nie jest to melancholia sensu stricte: bohaterki tych wierszy to nie kobiece wersje Baudelairowskiego flaneura, który widzi popiół z przyszłości osadzający się na tu i teraz. To melancholia racjonalna. Smutek. Przeżywanie straty. Prze-żywanie dosłowne. Fizyczne. Fizjologiczne.

Jeszcze jeden element tkanki łącznej: intertekstualność. Świadoma i korzystna dla obu strategii gra z tekstami kultury i popkultury: z filmem w szczególności i literaturą. Wandasiewicz na spotkaniu zwróciła również uwagę na inspiracje sztukami wizualnymi. Pomyślałem, że najlepszą reprezentacją dla obu uniwersów poetyckich byłoby malarstwo twórców, również jakoś z siebie wynikających (o ile założymy, że grawitacja przenika czas i przestrzeń): Caspara Davida Friedricha oraz Edwarda Hoppera. Pierwszy z nich opowiadał o zderzeniu z niewypowiedzianym i obcym (Rilke opisał to jednym zdaniem: „Piękno przerażenia początkiem”), drugi o ścianach i murach, które wybudowaliśmy, żeby się od tego doświadczenia odizolować.

 

 

 

 


Powrót