Zapisz to jeszcze prościej
Dwa dni, trzy wernisaże. Zaczęło się nieomal równocześnie w Galerii Pojedynczej, w której tym razem swoją pracę wystawiła Aleksandra Kosakowska („Dojrzewam”) i w Engramie, rozpoczynającym nowy rok od ekspozycji „Szeptem” Pawła Duszy. Dzień później w Galerii Miasta Ogrodów Katarzyna Łata i Wojciech Sternak otwarli wystawę „Siedem dróg”.
Na roczniki osiemdziesiąte zwykłem spoglądać nieco z góry nie tylko z powodów metrykalnych. Niemal zawsze okazywało się, że niesłusznie, bo choć ludzie z eitisów nie są tak żarłoczni jak ludzie z najntisów, to i tak potrafią się nieźle odnaleźć w rzeczywistości i wiele osiągnąć z takim pokoleniowym bagażem (przejściowość). Twórczość Pawła Duszy zdaje się być najlepszym dowodem tej przejściowości (podwójnej, bo sytuującej się dokładnie między dekadami), nie ma w jego portfolio owej żarłocznej pewności ogniskującej się w wyborze jednej dziedziny twórczej (fotograf ale i architekt, ale również muzyk, a także dyrektor i wykładowca), a nawet w obrębie samej fotografii wydaje się być nie do końca zadeklarowany. Ów brak deklaracji przy bliższym rozpoznaniu wygląda cokolwiek iluzorycznie, ponieważ między przedmiotami i technikami, które przedmiot przedstawiają i opisują, zachodzi komunikacja i istnieje więź – ustanawia ją w sposób oczywisty sam autor (nawet jeśli usilnie próbowałby temu przeczyć), ale nie tylko; wiele może zależeć od przypadku a nawet noosfery (ulubione pojęcie Juliusza Żuławskiego), którą można uznać za przeciwieństwo przypadku, albo i jego szczególną formę. Jak kto woli. Niemniej, gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, czy przeszło dwadzieścia prac zgromadzonych na wystawie w Engramie reprezentuje jeden twórca, chyba miałbym wątpliwości (od razu widać, że tego typu konkluzję stawia rocznik siedemdziesiąty).
Po pierwsze rozmiar ma znaczenie. Chociaż może nie aż takie, jakie skłonni jesteśmy mu przypisywać. Na ekspozycję w Engramie składa się osiem prac wielkoformatowych (przy czym dwie z nich ewidentnie odstają od monobarwnego cyklu głównego), kilka wydruków o klasycznych wymiarach, reszta to miniatury. Gdyby tylko, proszę państwa, chodziło o różnicę w formacie prac, sprawa byłaby prosta (choć jednak podejrzana). Mamy jednak do czynienia z różnicą na poziomie zasadniczym – stylistycznym i przedmiotowym. Z jednej strony pejzażowy realizm (i minimalizm), daleki od nasycenia, zmierzający właściwie do buddyjskiego wygaśnięcia barw i konturów. Z drugiej – kontrastowa czerń i biel plus kobiece ciało zlokalizowane w centrum kadru. I sześć prac wielkoformatowych prezentujących miejską (przedwojenną) architekturę, w których ingerencja warsztatowa ma znaczenie zasadnicze. To zarazem próba odzyskania utraconych kadrów (na skutek błędu czy wady materiału światłoczułego) ale i gest autonomiczny. Pierwotny zamysł autorski nie jest już istotny w tych pracach. Interesuje mnie wyłącznie to, co powstaje w procesie postprodukcji. Albo inaczej: jak ten gest autonomiczny wiąże się z zamysłem pierwotnym? Co powstaje na styku tych dwóch zjawisk? Element ingerencji jest obecny również w miniaturach (pejzażowych – manipulacja głębią ostrości), ale nie na taką skalę, jest subtelny i ściśle podporządkowany tematowi. Skoro mamy do czynienia z minimalistycznym (buddyjskim wręcz) pejzażem, ingerencja również ma charakter punktowy i precyzyjny. Czarno-białe miniatury są zupełnie sauté w tym kontekście. O żadnej manipulacji nie ma mowy. Przynamniej o charakterze technicznym (może poza użyciem filtrów). Cztery fotografie o dużej rozpiętości tonalnej „interesuje” wyłącznie to „wydarza się” dialektycznie między tym co trwałe i nietrwałe, pojedyncze i nieskończone, tym co stanowi o rytmie kompozycji i jego złamaniu, pomiędzy obecnością ciała a obcością natury. Czy może odwrotnie – obecnością natury i obcością ciała? W haiku, które towarzyszą wystawie, widać ślady tego dialektycznego zmagania. Zaledwie ślady. Dalekie echa (bo są czy też próbują te wiersze być tak samo malarskie i buddyjskie jak prace wizualne). Ów ślad – echo – przekazać zaś może tylko szept. Szept wymaga pełnej uważności, koncentracji. Szeptem nie da się również przekazać komplikacji (w jednym z wierszy Paweł Dusza pisze „zapisz imię jeszcze prościej”; mogłoby się to zdanie znaleźć w epopei Edmonda Jabèsa), co nie znaczy, że w szepcie jej nie ma.