Zmiksuj sobie miasto

Zmiksuj sobie miasto

Mix the City Katowice

Kalkuta, Bombaj, Harare, Mannheim, Delhi i Katowice. Te ostatnie od dwóch tygodni. Tak wygląda system zakładek (i możliwości) na stronie mixthecity.com. Kilka dni temu, jeszcze w starym roku zacząłem kombinować dźwięki, miksować całe frazy i wokale tworząc własną playlistę w rytmach i instrumentariach indyjskich, afrykańskich i europejskich. Zabawa przednia.

Pomyślałem również, że byłoby fajnie, gdyby w przyszłości strona rozwinęła się w takim kierunku, żeby można było pomiksować nie tylko lokalność ale i międzykontynentalność. Skoro już żyjemy w wielkiej wiosce. Połączyć sekcje rytmiczną z Delhi z gitarami Mannheimu. Albo odwrotnie. Słowem – stworzyć znacznie więcej możliwości i niespodzianek, wynikających ze zderzenia muzycznych kultur.

Katowice oficjalnie przystąpiły do międzynarodowej platformy jeszcze przed świętami. Dokładnie 20 grudnia w budynku Miasta Ogrodów zaprezentowano po raz pierwszy poszerzoną aplikację.
Z tym że chyba nikt nie miał wtedy czasu specjalnie jej testować, bo muzyka rozbrzmiewała już na żywo. Wiadomo, miksować możemy do woli w domu, tu wszystko okazuje się nieskończenie powtarzalne, a dwanaście koncertów w takim ustawieniu i w jednym miejscu wydarzy się tylko raz.

Aż sobie zapisałem w ajfonowym notatniku, tak po Churchillowsku, że jeszcze nigdy tak wiele nie działo się w tak krótkim czasie w jednym (tym) miejscu. Co prawda 5set i Ghostpoet w Hipnozie dysponowali już pełnym, godzinnym wymiarem, ale reszta wykonawców (czyli około dziesięciu) musiała zmieścić się  z półgodzinnymi występami w czterech godzinach, tak więc momentami odbywały się trzy koncerty w tym samym czasie. Urywałem się z Wołochów, którzy występowali w Sali Koncertowej, by zahaczyć tylko o elektroindustrial Rabbit od the Moon w BDK, bo już piętro niżej, w żółto-fioletowej sali Muzykodromu odbywał się mini-recital Asi Miny. Skupiony wokół szumów, zlepów, ciągów poezji Białoszewskiego (i trochę w stylu Pustek; tak mi się od razu skojarzyło). Opuszczałem RGG Trio, żebym mógł wysłuchać NOTTOOEASY – współczesne wykonania muzyki dawnej na dawnych instrumentach czyli Extempore kontrapunktowałem kolejną elektroniką EERT+High Fall, w tym samym czasie, kiedy na swojej gitarze czarował Apostolis, szlagiery grała orkiestra dęta Parnass Brass Band a w Labiryncie rozbrzmiewały Kolory. W sumie trzeba było się nachodzić między BDK a Myzykodromem, Salą Koncertową a Labiryntem, salą 211 a Hipnozą, czasem nawet nabiegać, żeby zdążyć złapać klimat, ale miało to swój niezaprzeczalny urok. Pomyślałem, że to taki OFF czy Tauron w mini skali, w pigułce – zarówno muzycznie jak i towarzysko i szkoda, że szanse na powtórkę w 2018 roku są bardziej niż nikłe. Zdaję sobie sprawę z tego, że kształt, charakter i struktura tej imprezy ściśle była związana
z promocją aplikacji, ale jestem również przekonany, że tego typu pomysł – rodzaj nocnego, miejskiego elektro-jam session podsumowującego np. całoroczne inicjatywy muzyczne, mógłby się zautonomizować. I odnieść sukces.


Powrót