Czarno-białe uniwersum Antoniego Kreisa
Trzydzieści sześć lat pracy w zawodzie, ponad sto sześćdziesiąt wystaw indywidualnych i zbiorowych, filmy nieprofesjonalne (dzisiaj nazwalibyśmy je OFF-owymi), nieprzerwana praca dydaktyczna i dziennikarska. No i Whiskey River, country band, młodszy od głównej profesji, czyli fotografii, tylko o dekadę. Andrzej Koniakowski, też człowiek ZPAF-u, nazwał Antoniego Kreisa człowiekiem-orkiestrą. Faktycznie, należałoby zadać pytanie nie o to, co Kreis zrobił, ale czego nie zrobił. Trochę w tej renesansowości przypomina mi innego niespokojnego ducha śląskiej przestrzeni kultury – Piotra Szmitke.
Białe – Czarne – Białe w galerii ENGRAM otwiera drugą czterdziestkę indywidualnych ekspozycji fotografika raczej skromnie, bo galeria kameralna, i bez wielkiego huku, bo BW jak w skrócie nazywamy fotografię czarno-białą, z zasady jest niespektakularna. Powiedziałbym, że w dobie wszechobecnej cyfryzacji i ekspansji koloru jest wręcz dyskretna. Medytacyjna.
Warto przyjrzeć się temu, czego na wystawie nie zobaczymy (sam dokonałem takiego researchu w sieci), żeby zrozumieć i rozpoznać „dynamikę poszukiwań”, która charakteryzuje Kreisa nie tylko w sensie interdyscyplinarnym, ale właśnie w obrębie dziedziny, jaką jest fotografia. Myślę o cyklach, które reprezentowane były w ubiegłych latach: „Niepocztówkach”, „Górniczych szybach”, „Z życia drzew”, „Fragmentach krajobrazu”, „Ciszy” czy „Kamiennych ogrodach”. Kreis nieustannie eksperymentuje. Z formą, materią, technikami, kompozycją. Ze światłem, tonalnością. Nie chodzi tu o poszukiwanie właściwego języka. To raczej próba wykorzystania możliwie jak najszerszej „ekspozycji” i zakresu ekspresji. I w tym punkcie znów zbliża się do twórcy metaweryzmu. W mniejszym stopniu kładąc nacisk na fikcjonalność (chociaż zdjęcia Kreisa nie są dosłowne, przezroczyste, werystyczne; przedmiot jest zaledwie punktem wyjścia, „początkiem” formowania nowych struktur), w większym – wyzwalając się z dyktatu homogeniczności ku pełnej swobodzie twórczej. Język jako wielość. Jako suma możliwości.
Białe – Czarne – Białe rejestruje jednocześnie kilka zjawisk. Po pierwsze Kreisa nie interesuje człowiek. Nie bezpośrednio. Nie wprost. Nie znajdziemy tu portretów, sylwetek, antropologii. Człowieka zawsze coś reprezentuje. Symbol (najczęściej religijny), architektura, miasto (bardziej przypominające miasto umarłych niż żywych), przedmioty stworzone, materia obrobiona ludzkimi rękami. Prace są autonomiczne albo ułożone w cyklach w ten sposób, żeby uzyskać pewnego rodzaju napięcie między tym co wyprodukowane a tym co naturalne. Powtarzam: chodzi o napięcie, nie o kontrast. Kreis nie zajmuje się analizą krytyczną (choć nie jest bezkrytyczny), jest raczej ewolucjonistą. Prawda, że to tych zdjęć, do tych kadrów nie dotarła ponowoczesność z jej niszczącym potencjałem (co mogłoby ewolucjonizm poddać bardziej krytycznej analizie); czas się tu zatrzymał na epoce industrialnej, czy też wczesnej fazie postindustrialnej. Po drugie autor przeważnie skupia się na detalu albo fragmencie, co pociąga za sobą konkretny wybór kadrowania. Kompozycje są raczej ciasne, nawet kiedy Kreis fotografuje metropolię, a właściwie kolażuje ją z nekropolią, nie zależy mu wcale na wrażeniu przestrzeni. Na oddechu. Polis nie ma wyraźnych granic. Wyrasta i zakorzenia się w tych, którzy niegdyś je zbudowali. Tu też widać ewolucyjność (chociaż innego rodzaju).
Po trzecie wreszcie i chyba najważniejsze – Kreis ciągle eksperymentuje z materiałem czarno-białym. Kiedyś robił to w ciemni, dzisiaj – używając suwaków w programach do obróbki zdjęć. Eksperymentuje z ziarnem, tonalnością (redukcją tonalności), kontrastem, posteryzacją obrazu, kolażem, zniekształceniami, pozytywem i negatywem. Nieuchronnie zbliża się w tych realizacjach do technik graficznych, w szczególności do linorytu i litografii. Przyznam się, że to właśnie ten namysł i efekt zadziałał na mnie najmocniej.
Radosław Kobierski
Maj 2016
Antoni Kreis, Beskid Śląski, Równica 2002
Antoni Kreis, Beskid Niski, 1984
Antoni Kreis, Cmentarz w Będzinie, 1993