TRZY RAZY DEBIUT
Trzeci raz z rzędu Śląska Scena Literacka wystartowała w niepełnym składzie. Tym razem nieobecność przytrafiła się gościni a nie prowadzącemu; powód w tym północnym kraju o tej sezonowej porze zawsze jest ten sam i pewnie długo się to nie zmieni (dla informacji – nieobecna wczoraj Sylwia Jaworska wystąpi razem z Małgorzatą Wandasiewicz w czerwcu). Natomiast, ci którzy znają Ishbel Szatrawską ze spotkań literackich (ostatnie w Katowicach w ramach Ars Cameralis prowadziła dziennikarka Tygodnika Powszechnego, Monika Ochędowska) czy prywatnych nasiadówek, doskonale wiedzą, że potrafi występować za dwóch czy dwie. Potrafi wypełnić opowieścią, anegdotami, dygresjami pełne dwie godziny i to wcale nie oznacza, że tematy się wyczerpały. Wprost przeciwnie: tematy dopiero zaczęły się rozgrzewać.
Śmiało można powiedzieć, że Ishbel Szatrawska objawiła się niedawno i nie było to objawienie dyskretne. Wystarczy prześledzić głosy krytyczne w prasie i skalę afirmacji, jaką dzielą się ze sobą czytelnicy na rolkach Instagrama czy portalu Lubimy Czytać. A to są dziś platformy, które opiniują zdecydowanie szybciej i pełniej w porównaniu do elitarystycznej prasy branżowej.
„Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia” uznany został za debiut, całkiem słusznie zresztą, zważywszy na fakt, że powstał przed „Wolnym strzelcem”, chociaż Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego „Wolnego strzelca” opublikował wcześniej w formie PDF. Debiut oczywiście olśniewający. I niecodzienny, wszak zmaterializował się on w formie dramatu, a wszyscy zajmujący się literaturą i śledzący literaturę współczesną doskonale zdają sobie sprawę, że to precedens. Szatrawska po prostu dokonała niemożliwego: napisała wybitny utwór sceniczny a potem dokonała kontrabandy z najbardziej niszowej przestrzeni literackiej do ścisłego mejnstrimu. Czyli mniej więcej coś takiego, co udało się Antony’emu Kushnerowi i jego „Aniołom w Ameryce”. Trochę szkoda, że „Wolny strzelec” przepadł, że nie udało się mu sięgnąć wyżej, korzystając z fali wznoszącej, która wyniosła „Libkina” na sam szczyt.
Nawet bardzo szkoda, bo to również znakomite dzieło literackie, niezwykle istotne dla zrozumienia niektórych kontekstów niedawno opublikowanej „Toni”. Czyli trzeciego debiutu, tym razem powieściowego. Śmiało można powiedzieć, że to, co jest główną osią ideową „Toni”, a więc wygnanie, represje, swobodne przesuwanie granic etnicznych i narodowych zostaje wprowadzone i jest eksploatowane już w „Wolnym strzelcu”, który jest opowieścią o wtargnięciu tzw. misji pokojowej do Iraku, o medialnym przekłamaniu tego wydarzenia i początku wygnania. Tego samego wygnania, które będzie odbijać się od polskiej i białoruskiej concertiny oraz znieczulicy społecznej dwadzieścia lat później. W debiutanckiej powieści „Toń” mamy zestawione równolegle wobec siebie kryzysy uchodźcze (w tym repatriacje) wywołane przez II wojnę światową oraz konflikty bliskowschodnie. Przeszłość i teraźniejszość.
Izabela Adamczewska-Baranowska w swym omówieniu powieści Szatrawskiej stawia taką diagnozę „Każdy agresor stanie się kiedyś uchodźcą” – i sprawdza się ona zdecydowanie w przypadku nazistowskiej okupacji Prus Wschodnich, Kaszubów, Śląska czy ziem zachodnich (tak, okupacji: nazizm okupował również kulturę niemiecką), ale są uchodźcy w nowożytnej historii, którzy nigdy nie byli agresorami. I o nich Szatrawska pisze w „Wolnym strzelcu” (Irakijczycy) i w „Żywocie i śmierci pana Hersha Libkina” (polscy Żydzi emigrujący do USA), wreszcie w „Toni” (wieloetniczne Prusy Wschodnie). Opowiada o historii, która nieustannie się powtarza (i powtórzy się znów, choćby nie wiem jak jej koniec zaklinał Francis Fukuyama), ale też w kontekście Prus Wschodnich dowodzi, że mieszkańcy tych ziem są wiecznie uchodźcami i wiecznie są ofiarami wojny (począwszy od tragicznego dekretu Konrada Mazowieckiego). Możemy – chce chyba nam powiedzieć autorka – potraktować Prusy jako prawidło wojenne i zobaczyć przez powieść jak przez soczewkę powtarzający się przemocowy, polityczny wzór – granice są po to, żeby ich nie respektować, granice są labilne i zawsze będą przekraczane.
„Toń” zdominowała marcowe spotkanie w Mieście Ogrodów. Właściwie można powiedzieć, że tą powieścią Ishbel Szatrawska ponownie dokonała kontrabandy, tzn. zwróciła uwagę czytelników i opinii publicznej (jeszcze w obrębie bańki medialnej ale już powoli ją przekraczając) na problem historyczny i tożsamościowy Warmii i Mazur. Oczywiście nie pojawiła się „Toń” na kompletnym ugorze, ale kto z państwa, proszę mi powiedzieć, pamięta o „Dzienniku z Prus Wschodnich” Hansa von Lehndorfa czy o „Mieście utraconym” Michaela Wiecka, o „Wypędzonych” Ursuli Pless-Damm i Heleny Pluschke, o Sigfridzie Lenzu czy rodzimej poezji i prozie Erwina Kruka i Bohdana Dzitko? Owszem, Walter Kempowski jest w stanie rozpalić wyobraźnię i podkopać nieco naszą strefę komfortu (choć sam nie pochodzi z Prus, to jego ojciec urodził się w Elblągu). Ale o Kempowskim mówi w Polsce wąskie grono krytyków, o Szatrawskiej już ludzie „pod strzechami”.
I tak, można „Toń” czytać przez pryzmat literatury małych ojczyzn czy tekstów rozliczeniowych, jako prozę postpamięciową, również jako historię ratowniczą (albowiem według twórczyni tego pojęcia, prof. Domańskiej, historia ratownicza nie dotyczy tylko przeszłości, ale jest przede wszystkim ukierunkowana na przyszłość; to par excellence budowanie mostów ponad podziałami i kulturami). Można również czytać powieść jako magiczną proppowską baśń („Bajek nie opowiada się Kantem, bajki pisze się alegorycznym językiem”), z klasycznie zarysowanym konfliktem dobra i zła i wyrazistymi postaciami. Jest to lektura na wskroś pesymistyczna – owszem. Dowodzi, że historia niczego nas nie uczy. Ale również jest to lektura pozytywistyczna – bo wskazuje na ludzką siłę, która zawsze pragnie przebudować świat, przemocowy wzór oraz niesprawiedliwy porządek przez świat narzucony. I jest to siła uparta w swoim trwaniu – mimo nędzy, przemocy, bieżeństwa, concertiny i pushbacków. Namawiam gorąco państwa do lektury tej niezwykłej powieści, zwłaszcza teraz, w czasach kiedy wszystko na bliższym i dalszym świecie stara się nam wmówić, że istnieje tylko biel i czerń i nic pośrodku.
Radek Kobierski
Tekst ukaże się w majowym (2024) numerze miesięcznika "Śląsk".
Autorem zdjęć jest Marcin Kurasz